sobota, 18 października 2014

Rozdział ósmy.

                Stałam pod prysznicem ponad godzinę, nawinie myśląc, że woda zmyje ze mnie wszystkie troski. Chciałam, by zabrała chociaż obraz rozszalałych oczu Rossa. Napiętych mięśni twarzy oraz zakrwawionych pięści, zaciśniętych tak mocno, jakby dopadł je wyjątkowo bolesny skurcz. Paru czerwonych kropel na jego białej, wyciętej koszulce. Najgorsze były oczy, zdecydowanie. Od czasu, gdy opuściłam apartament przylgnęły do mnie tak samo jak księżyc do czarnego nieba. Kolor jego tęczówek był wówczas bardziej widoczny. Nabrały tak soczystego, piwnego koloru, że zauważyłabym je po drugiej stronie zatłoczonej ulicy. W normalnej sytuacji zakochałabym się w takiej wyrazistości jednak emocje, które w nich widziałam były przerażające. Złość, dzikość? Nie wiem czy była to agresja. To było coś innego-nienazwanego. To nie był Ross. Jedyne czego byłam pewna to fakt, że najwięcej zauważyłam w nich strachu. Strachu z którego wynikały wszystkie inne emocje.
                Plus był taki, że szybko zasnęłam.

Kolejny dzień
                               Około godziny dziewiętnastej zaczęłam kierować się do apartamentu R5, ledwo omijając ludzi idących koło mnie. Od rana byłam na uczelni, a potem spędziłam parę godzin na pisaniu eseju dla Pana Evansa i przygotowywaniu projektów na inne zajęcia. Można by pomyśleć, że aktorstwo to niewymagający kierunek. Gówno prawda. Roboty jest cholernie dużo. Zdecydowanie najgorsze jest wykuwanie regułek, których w życiu nie użyjesz, bo stały się niepraktyczne wraz z końcem XIV wieku. Ale czy szkoła byłaby szkołą gdyby zawsze była praktyczna? Wiadomo, najwięcej pracujesz swoim ciałem lecz to, wbrew pozorom, też nie jest bułką z masłem. Niektórzy wykładowcy potrafili wpaść w niewyjaśnioną furię, bo aktor stał pod kątem dziewięścdziesięciu stopni do widowni, a nie osiemdziesięciu pięciu.
Miałam wrażenie, że każde podniesienie nogi kosztuje mnie więcej niż beach house w Los Angeles. Zdecydowałam jednak, że postaram się do końca spędzić ten dzień w miarę konstruktywnie. Poza tym Ratliff nalegał, bym się z nim spotkała. Zapewnił mnie, że w hotelu nie ma nikogo oprócz niego. Nie miałam ochoty na spotkanie z resztą, a on doskonale o tym wiedział. Mogłam nalegać, byśmy spotkali się u mnie. Byłabym pewna, że będziemy we dwójkę. Jednak najzwyczajniej w świecie nie miałam siły nawet na mówienie.
                - Hej – przywitał mnie przyjaciel z bladym uśmiechem na równie bladej twarzy. Siedział na stoliku. Skinęłam mu głową i lekko uniosłam kąciki ust. Usiadłam na kanapie dosłownie naprzeciwko niego.
- Więc, gdzie reszta? – zapytałam, starając się by mój głos nie brzmiał, jak głos trupa, który przeleżał na cmentarzu ponad pięćdziesiąt lat i właśnie wypowiedział pierwsze słowa.
- Wyszli na imprezę. Wiesz, odpoczynek. Za pięć dni gramy koncert, więc dużo czasu będziemy teraz poświęcać na próby.
- Rozumiem – rzekłam, kładąc czarny, mały plecak, który zwykłam mieć przy sobie, w rogu kanapy.
Przez dziesięć minut patrzyliśmy sobie w oczy. Nie wypowiedzieliśmy nawet najkrótszego istniejącego słowa. Nie chciałam rozmawiać, a cisza nas otaczająca stała się jakby najprzyjemniejszą rzeczą, która mogłaby być teraz wokół mnie. Z jednej strony chciałam posłuchać wyjaśnień, wiedzieć co się dzieje. Z drugiej jednak nie chciałam usłyszeć żadnego dźwięku, gdyż ledwo tolerowałam w tym momencie odgłosy dochodzące spoza apartamentu. Poza tym zdawałam sobie sprawę, że żadnych słów, które pomogą mi zrozumieć sytuację, nie wyciągnę z ust Ellingtona.
                Tę chwilę relaksu w której oddaliśmy się zupełnie spokojowi panującemu dookoła przerwał huk. Dla mnie był tym bardziej głośny, gdyż był to jedyny dźwięk, wydobywający się w odległości mniejszej niż sto metrów, od przeszło dziesięciu minut. Do apartament z impetem wpadł bowiem Ross, przyciskając towarzyszącą mu kobietę do dopiero co zamkniętych kopniakiem drzwi. Złapał ją za biodra i z pożądaniem przyciągnął do swojego ciała. Lewą rękę przeniósł na szyję brunetki, gdy ta jeździła palcem po jego plecach. W pewnym momencie ugryzł jej dolną wargę, mrucząc przeciągle. Trwało to może dziesięć sekund, choć dla mnie wydawało się wiecznością. Wiecznością, na którą nie chciałam patrzeć.
                - Cześć – przerwał beznamiętnie Ratliff. Powiedział to w taki sposób, jakby był świadkiem nudnego meczu, a nie niedoszłego stosunku seksualnego.
                - Cześć – odpowiedział chłodno Ross, a jego oczy zwróciły się w moim kierunku. – Przepraszam Katy, sądziłem, że będziemy sami.
                - Och. Nie ma sprawy – zagruchała słodko ładna brunetka. Jej głos nie wydawał się pusty i przesłodzony. Wyglądała nawet na dość inteligentną. – To ja już pójdę. Przepraszam. Miłego wieczoru – skinęła głową w naszym kierunku.
                - Ależ nie. Możemy wyjść, a wy dokończcie wasze zabawy. – Moje słowa były tak jadowite i nieprzyjemne, że nawet najlepszy żołądek by ich nie strawił. Cios nie miał być wymierzony w brunetkę, więc ta nie zorientowała się, że tak naprawdę nie mówię tego przyjaźnie. Na szczęście Ross, który był adresatem, zdał sobie z tego sprawę.
                - Ja… Ja jednak już pójdę. Cześć. – Choć miałam powód, by jej nie lubić musiałam przyznać, że uśmiech ma przyjemny. Miałam powód by jej nie lubić? Och, dobra. Bez pieprzenia. Jasne, że miałam. Prawie spała z Rossem.
                - A Ty co? – zwrócił się do mnie blondyn. Wstałam, czując jak adrenalina rozchodzi się po całym moim ciele. Niezauważalnie napięłam mięśnie, a mózg zaczął pracować na wyższych obrotach, będąc gotowym do ataku słownego.
                - Ja co? – zaczęłam spokojnie.
                - Dokończcie wasze zabawy? Co, zazdrość cię zżera?
                - Jesteś żałosnym bachorem, wiesz? Dziwne, że ci się dała. Wyglądała na całkiem niegłupią. Nie jak jedna z wielu dziwek, które zapewne przeleciałeś podczas ostatniego miesiąca– Naprawdę? To jest ten twój atak słowny, móżdżku?
                - Jeżeli masz zamiar mi teraz robić wyrzuty, bo ja w przeciwieństwie do ciebie rozmawiam z płcią przeciwną, to proszę bardzo.
                - Ja niestety rozmawiałam z tobą.
                - Oooo. Biedna Fee. Sądzisz, że jak przygarnęłaś mnie po pijaku i pogłaskałaś po włoskach, to już jesteśmy zakochani? To, że posmyrałaś mnie po pleckach i utuliłaś do snu nic nie znaczy, wiesz?
                - Jesteś gnojkiem. Naprawdę.- Mój ton z agresywnego stał się spokojny i opanowany. – Przykro mi Ross, bo nawet cię lubiłam. Teraz jednak nie jestem tego pewna, więc ku twojemu zadowoleniu, już cię więcej nie przygarnę po pijaku.
                - Przykro mi – powiedział sarkastycznie.
                - Cóż… Mi jest naprawdę przykro. I przykro mi też dlatego, bo tobie nie jest. A szczerze powiedziawszy, uważam, że zasługuję na to, by było ci przykro, bo nigdy nie zrobiłam ci nic złego. – Powiedziałam prawdę. Nie widziałam sensu grać chłodnej, obojętnej szmaty. Poza tym Ross już chyba zaklepał tę rolę i, z tego co przed chwilą zobaczyłam, opanował doskonale. Na szczęście w tamtym momencie złość skutecznie tuszowała wzrastający we mnie ból.
                Podeszłam do drzwi i poczułam ramiona oplatające moją klatkę piersiową. Ścisnęłam je w geście podziękowania. Szybko odwróciłam się w stronę przyjaciela i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnęłam się blado, dziękując mu każdą komórką mojego ciała, że jest tak wspaniały. Puściłam ręce Ratliffa i wyszłam z mieszkania, zamykając delikatnie drzwi. Wiedziałam, że w filmach ludzie wychodzą z impetem, mocno nimi trzaskając. Ale to nie film.
                - Rat…
                - Przepraszam Ross, ale nie jestem w stanie z tobą teraz rozmawiać. Zachowałeś się jak dupek. Wiem, że Ci wstyd, że widziała ostatnie zajście, ale… Nie tak powinieneś to rozwiązać, bo możesz ją stracić. – Usłyszałam, a moja wdzięczność do Ella wzrosła tysiąckrotnie. Jak miło mieć kogoś po swojej stronie.
                - Gdzie jesteś Eleonor? – zapytałam, ledwo utrzymując telefon w trzęsącej się ręce.
                - Jestem z Jackiem u mnie w domu – odpowiedziała tonem, który wskazywał na to, iż nie zorientowała się, że cała dygoczę.
                - Będę za dwadzieścia minut. Już wchodzę do metra, ok?
                - Jasne, czekamy.
                Zanim zapukałam zapytałam się po co w ogóle tu przyjechałam. Zdałam sobie sprawę, że coś, czego zdecydowanie nie mogę nazwać mózgiem, zadecydowało zanim racjonalnie przemyślałam tę sprawę. Może to w sumie dobrze, że postanowiłam nie być sama w tej chwili. Zapewne zostając sam na sam ze swoimi myślami wpędziłabym się tylko w głęboką depresję. Mając przy sobie Eleonor i Jacka łatwiej będzie zapomnieć. Nie chciałam im o niczym mówić, więc jedynym wyjściem było granie zadowolonej. Miałam cichą nadzieję, że gra z czasem przerodzi się w prawdę. 
                - Hej! – zaświergotałam, wkładając na swoją twarz nieszczery, choć dobrze wyćwiczony uśmiech. Co robicie?
                - Oglądamy filmy. Dzwoniliśmy do Ciebie wczoraj, ale nie odebrałaś. Siadaj – rzekła Eleonor, podając mi miskę popcornu.
                 Jack to wspomniany niegdyś kolega, dzięki któremu mamy wejściówki do The Night. Był on zawsze wesołym chłopakiem i przerażającym optymistą. Niepodważalnie potrafił rozbawić wiele osób. Mimo to byłam pewna, że nie mogę poczuć się przy nim zbyt swobodnie i zaufać mu w stu procentach. Co chwilę zaprzeczał sam sobie. Przykład? Miał bardzo dobre stosunki ze mną czy Eleonor i ewidentnie lubił nas i szanował. Nie przeszkodziłoby mu to jednak w jednorazowym przelizaniu nas na imprezie, gdybyśmy się upiły. Jestem w stanie zrozumieć, żeby całować czy przespać się z przypadkową laską, ale żeby zrobić to bliskiej koleżance, która się nie kontroluje? To jest po prostu wykorzystanie. Z tego powodu nigdy nie potrafiłabym nazwać go przyjacielem.
Nie przepadam za kobietami, które nie potrafią być niezależne. Wiadomo, że każdy potrzebuje miłości. Jesteśmy ludźmi i nawet jeśli uważamy się za samotników, bycie osamotnionym przez zbyt długi czas po prostu nas zniekształca. Psuje, ot co. W tym całym bałaganie zwanym życiem powinniśmy mieć własne zdanie. Powinniśmy umieć sami o siebie zadbać, a osoby, które tego nie potrafiły były po prostu słabymi jednostkami zdanymi tylko na łaskę otaczających ich ludzi. Nigdy nie chciałabym taka być, bo prawdopodobieństwo, że otoczysz się samymi dobrymi duszami sięga niemal zera. Mimo to, w tamtym momencie, czułam, że rozlecę się, jeżeli ktoś mi nie pomoże. Wiedziałam, że nie potrafię pocieszyć się sama i, że potrzebuję czyichś mocno zaciśniętych wokół mnie ramion. Nie chodziło mi do końca o przyjacielskie ramiona.
                Oglądając kolejne filmy zatracałam się w myśli o potrzebie bliskości. O tym, jak cholernie chciałabym, by ktoś-najgorsze jest to, że chyba nie chodziło mi o byle kogo, tylko dokładnie o jednego ktosia- pocałował mnie w czoło, a potem namiętnie kontynuował, łącząc swoje usta z moimi. Przez to wszystko nie zabrałam ręki, gdy Jack przybliżył do niej swoją. To prawdopodobnie dało mu znak, że może działać, więc gdy Eleonor wyszła do łazienki, klęknął przede mną wtapiając dłoń w moje włosy. Patrzyłam na niego zdziwiona, choć wszystko przetwarzałam z tak wolną prędkością, z jaką samochód porusza się w górach podczas mgły stulecia.
                Położył rękę na mojej żuchwie, a ja zaczynałam kontaktować. Jego palce przejechały po mojej szyi w tak erotyczny sposób, że wstałam jak poparzona, uświadamiając sobie do czego prawie dopuściłam. Każda komórka mojego ciała krzyczała głośne ,,fuj’’. Poczułam, że chciałabym zgłosić reklamację i wymienić mój mózg, bo jeżeli ma działać z taką prędkością to równie dobrze mogłabym go nie mieć. Albo wymienić Rossa, bo to wszystko stało się przez niego. O mało co nie straciłam szacunku do samej siebie. Wiedziałam, że gdybym pozwoliła mu się pocałować mogłabym bez skrupułów nazwać się dziwką, a Jack czułby się jak wygrany. Lubił mnie, ale nie zmieniało to faktu, że chciałby bym mu uległa. Bym była kolejną zdobyczą. By mógł czuć nade mną pewnego rodzaju kontrolę.
                - Jesteś obleśny. I to było przegięcie, Jack. Wiem, że chciałbyś bym była kolejną laską, którą możesz odhaczyć, ale jakaś część mojego umysłu naiwnie sądziła, że nie jesteś taką świnią, by zrobić to koleżance.
                Spojrzałam na zegarek. Była dopiero godzina dwudziesta pierwsza. Nie chciałam wracać do domu, bo wiedziałam, że nie jestem gotowa na analizowanie wszystkich wydarzeń, które z pewnością nie dałyby mi zasnąć.
                - Hej. Mam nadzieję, ze jesteś wolny. Moglibyśmy się spotkać? – powiedziałam do słuchawki dziwnym tonem, który był ciężki do scharakteryzowania nawet dla mnie.
                - Panienko, co jest? – usłyszałam melodyjny głos Rikera. – Rata nie ma, zostawił telefon. Ale ja jestem i zaraz będę tam, gdzie tylko chcesz bym był. Super Riker nadchodzi – rzekł wesoło, ewidentnie próbując mnie rozśmieszyć.
                - Ok! Lucy’s Coffee za piętnaście minut?
                - Pędzę.
                W sumie. Czemu miałabym się dalej przejmować? Nie dopuściłam do niczego! Cholera, pozbieraj się dziewczyno i zakończ ten chory dzień chociaż jednym miłym akcentem.
                Szłam do kawiarenki z uśmiechem na ustach. Nie rozmawiałam z nim jakieś dwa dni, i choć z Ratliffem byłam zżyta jakąś nieprzerywalną nicią, między mną a resztą R5 nadal było coś, czego zniszczenia nigdy bym sobie nie wybaczyła. Prawda jest taka, że wszyscy członkowie zespołu włącznie z Alexą byli niesamowicie wartościowi i sprawiali, że zaczynałam doceniać to, co postawił przede mną los. Może z Rossem miałam małe problemy… Ale to dlatego, że choć usilnie wmawiałam sobie, że nie jest dla mnie ważny, był.
                Wchodząc do kawiarni zostałam obdarzona szerokim uśmiechem Rikera. Podszedł do mnie wesołym krokiem, a ja wiedziałam, że decyzja spotkania się z nim była jak najbardziej trafna. Ujął moją rękę i delikatnie pocałował jej wierzch.
                - No siema – rzekł przyjemnie. – Nie chcę słuchać dlaczego masz beznadziejny dzień. Mała, ja sprawię, że to będzie zajebisty dzień, okej?
                - Pozwalam Ci działać – zawtórowałam mu. Kąciki moich ust uniosły się tak wysoko, że gdyby ktoś godzinę temu powiedziałby mi, że uśmiechnę się w taki sposób bezczelnie bym go wyśmiała.
                - Na początek zamówiłem Ci czekoladę z taką dawką słodyczy, że będziesz chciała zwymiotować.
                - Chyba mamy różne definicje zajebistości.
                - Dobra. Poproszę, żeby jednak dały dwie łyżeczki cukru, a nie dwanaście. – Puścił mi oczko, siadając przy ladzie.
                - Żartujesz sobie, prawda? Nie poprosiłeś chyba o dwanaście łyżeczek? – zapytałam autentycznie nie będąc pewną czy blondyn żartuje, czy mówi prawdę.
                - Jasne, że nie. – Śmiał się głośno po czym zaczął opowiadać mi o imprezie na którą poszedł z rodzeństwem. Z jego relacji wynikało, że nudził się śmiertelnie i wyszedł po dwóch godzinach. W prawdzie wybiegł, gdyż nieznajoma blondynka nie dawała mu spokoju i choć była atrakcyjna, cały urok znikał, gdy otworzyła buzie. I, jak mówił, nie byłoby tak źle, bo gdyby nic nie mówiła można by nawet pomyśleć, że nie jest kompletnym pustakiem. Jednak, na nieszczęście wszystkich, jej usta nie zamykały się.
                - Właściwie gdzie jest Ratliff? – zapytałam.
                - Wyszedł z Rydel, bo go poprosiła. Powiedziała, że nie chce siedzieć w domu. Są sami. – Uśmiechnął się wymownie. Gwizdnęłam przeciągle, a na mojej twarzy pojawił się cwany uśmiech. Wyciągnęłam telefon i wystukałam smsa do Ratliffa.

Jak tam randka?

                Zostałam z Rikerem do godziny dwudziestej trzeciej, definitywnie kończąc dzień niesamowicie wspaniałym akcentem.

Kolejny dzień
Nadal nie wiem, jakim cudem udało mi się dzisiaj skupić na zajęciach i dwugodzinnej próbie z Troy’em. Kosztowało mnie to wiele energii w związku z czym o godzinie osiemnastej byłam ledwo poruszającą się masą, która wpadała prawie na każdego mijanego przechodnia.
Weszłam na piętro na którym znajdowało się moje mieszkanie i poczułam ulgę. Przed moją atraposzafą dzielił mnie bowiem tylko korytarz i drzwi. Żadnych więcej schodów! Żadnego więcej wysiłku fizycznego. Parę kroków do zbawienia.
Czując narastającą w mojej głowie euforię przekroczyłam róg korytarza. Nagle całe zadowolenie zastąpiło czyste zdziwienie. Pod drzwiami mojego taniego mieszkania siedział Riker. Opierał głowę o swoje kolana między którymi trzymał komórkę. Miałam wrażenie, że spędził tu dużo czasu. Słysząc kroki odwrócił się w moim kierunku, a na jego twarzy pojawił się przyjemny uśmiech.
- Witam panią – zaczął dostojnie, podnosząc się z ziemi i otrzepując spodnie.
- Hej – wysiliłam się na uśmiech. – Co tam?
- Tak przyszedłem odwiedzić – rzekł, podczas gdy ja otworzyłam drzwi i ruchem ręki zaprosiłam go do środka.
- Coś do picia? Jedzenia? Matko, padam. Jestem zmęczona.
- Wiesz… Przykro mi to słyszeć, bo jeszcze trochę cię pomęczę. Jest osiemnasta, a ja chciałem cię zabrać do wesołego miasteczka.
- Hm…. – burknęłam. Powoli zmęczenie zaczynało przegrywać z dopiero co pojawiąjącą się w mojej głowie chęcią zrobienia czegokolwiek. – No dobra, masz mnie. Uwielbiam wesołe miasteczka.
Udałam się do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Nie przejmowałam się makijażem, gdyż po całym dniu nie pozostało go zbyt dużo. Zawsze zastanawiałam się jakim cudem inne dziewczyny potrafią przetrwać z nienaruszoną, pomalowaną twarzą parę godzin. Na szczęście moja skóra była pełna czerwonych plam tylko z rana, a z czasem kolor stabilizował się, więc podkład w ciągu dnia przestawał być niezbędny.
Wzięłam krem BB z szafki i posmarowałam nim twarz. Nie miałam siły, by bardziej zagłębiać się w techniki makijażu. Poza tym, nie znałam ich. Dziękowałam Bogu, że potrafię dobrze nałożyć podkład, przykryć go pudrem i zastosować postawowe kosmetyki. Jedyną rzeczą, którą zwykłam zawsze robić to przyciemnianie oczu. Z natury mam długie, czarne rzęsy, więc zostawiam je takie, jakie są. Poprawiam tylko obramówki, by były bardziej czarne i kładę brązowy cień na końcówkę powieki.
Umyłam zęby i poczułam, że żyję. To zawsze mnie pobudzało.
- Łał, nawet nie siedziałaś tam zbyt długo.- Klasnął w geście aprobaty Riker, wstając od stołu.
- Dzięki. Chodź. – Zgarnęłam mały, czarny plecak i skórzaną kurtkę, kierując się w stronę drzwi lecz Riker złapał mnie za rękę.
- Weź tę koszulę. – Wskazał palcem na niebieską flanelkę, leżącą na rogu sofy. – Będziemy identyczni! – Uśmiechnął się, pokazując dłonią swój strój składający się z białego topu, bardzo podobnej do mojej koszuli, niebieskich jeansów oraz czarnych conversów. Kolorystycznie rzeczywiście byliśmy identyczni, a i krój naszych był podobny. Do tego buty dokładnie te same.
- Jesteś głupi – wyśmiałam go, roztrzepując jego włosy.
- Ej – oburzył się. – Tego się nie dotyka – dodał, wskazując na swoją głowę. Sekundę później poprawiał stworzony przeze mnie harmider przed lustrem.
- Idziemy – rzekłam stanowczo, stojąc już z koszulą w rękach przy drzwiach. Sądziłam, ze lustra nie da się zużyć, ale w tamtym momencie poważnie w to zwątpiłam. Bałam się, że jeżeli Riker spędzi przy nim minutę dłużej, będę zmuszona zakupić nowe.
Gdy dotarliśmy do wesołego miasteczka, Ratliff, do którego zadzwoniliśmy wcześniej, już na nas czekał.
- Jak wczorajsza randka? Chcę wszystko wiedzieć. – Rzuciłam mu się na szyję.
- To nie była randka – oburzył się. – Po prostu wyszliśmy na miasto. – Wzniósł oczy ku górze lecz sekundę później ożywił się, a na jego twarzy zobaczyłam minimalny stres. – Ale za dwa dni będzie. Umówiliśmy się. Pomóż mi. - Ujął moją rękę, a jego wzrok przypominał Kłapouchego, którego zawsze było mi tak szkoda, że zrobiłabym dla niego wszystko.
- Jak?
-  Nie wiem! Gdzie ją zabrać? – zapytał tonem, który byłby wydawałby się spokojny w ustach każdego innego, ale nie Ratliffa.
- Rydellington… Cholera, Ci wszyscy fani mieli rację – powiedział Riker filozoficznym tonem, z głową zwróconą w stronę ciemnego już nieba. Wyglądał mądrze, jakby właśnie powiedział jakąś ważną sentencję, a nie stwierdził głupi i prosty fakt. – Stary. Po prostu bądź Ellem. Przecież znacie się niesamowicie długo. Ona cię uwielbia. Nie stresuj się, bo wszystko popsujesz. Przecież jesteście sobie bliscy, jak mało kto. Nie spinaj się. – Złapał za ramię Ratliffa i potrząsnął nim przyjaźnie.
- Ej, to nie tak, że się stresuję – odpowiedział pewnie. Po chwili jednak jego mina nie wyglądała już tak dumnie. – Okej. Może trochę. Widzicie, wiem, że ona lubi mnie takiego jakim jestem. Nie mam zamiaru nic udawać, za długo się znamy na takie gierki. Chodzi mi o to, że Rydel zasługuje na coś wielkiego. Chciałbym, żeby na długo to zapamiętała. Żeby nie przypominało to naszych normalnych, przyjacielskich wyjść. Żeby to spotkanie było inne, żeby mogła poczuć, że to randka, a nie kolejny wypad na pizzę. Żeby to zapamiętała jako pierwsze z wielu innych.
Słuchając Ella uświadomiłam sobie, że dziewczyna, która będzie miała szczęście zostać w przyszłości jego żoną będzie najszczęśliwsza na świecie. Wiedziałam, że taki facet nie da jej nawet na sekundę zapomnieć, jak jest dla niego ważna i wartościowa. Już teraz w jego oczach widziałam ciepło, gdy mówił o blondynce, choć wiedziałam, że uczucie którym zaczyna ją darzyć jest świeże. Zawsze była dla niego bliska, ale sposób w jaki teraz na nią patrzy zrodził się niedawno. Gdy się rozrośnie, po każdym jego geście i słowie w którym o niej wspomni będziesz pewny, że największym skarbem o który zdecydował się dbać jest Rydel. Cóż, miałam nadzieję, że tą osobą będzie Rydel. Dotychczas poza nią nie spotkałam nikogo, kto traktowałby go tak dobrze jak na to zasługiwał. Nie było nikogo, kto tym samym zasługiwałby na jego uwagę, a szczególnie miłość. Wiedziałam, że Ratliff nie jest osobą, która daje połowę siebie. Go big or go home*-taki właśnie był szatyn. Oddawał Ci całego siebie. Niewiele jest takich osób, a ja, jako jego przyjaciółka, chciałam dopilnować, by oddał się właściwej kobiecie.
Nagle podszedł do nas Rocky, trzymając w objęciach Alexę i głośno się śmiejąc, gdy oboje potknęli się o krawężnik.
- Sieeeema – krzyknął, puszczając blondynkę i przybijając żółwika z każdym oprócz mnie. Ze mną przywitał się w sposób, który wymyśliliśmy, by wyglądać bardziej szałowo. Końcówka niezbyt mi odpowiadała, bo zderzaliśmy się klatkami piersiowymi, a z racji tego, że Rocky był dużo większy i silniejszy, czasem nieświadomie uderzał we mnie zbyt mocno. Choć w sumie ja również nigdy nie byłam jakaś szczególnie delikatną osobą.
Alexa przytuliła nas wszystkich, przez co Rocky zmierzył ją nieprzyjemnym wzrokiem.
- Jasne, podrywaj ich na moich oczach – powiedział sarkastycznie po czym przyciągnął ją do siebie, roztrzepując jej włosy, niczym młodszej siostrze.
- Gdzie Rydel? – zapytałam.
- I Ross? – dopowiedział Riker. I Ross… 
- Poszli do centrum. Rydel powiedziała, że potrzebuje jego pomocy, bo ma kupić sukienkę i chce męskiego oka. Trochę pomarudził, ale poszedł – rzekła Alexa, której melodyjny i delikatny głos sprawił, że poczułam zalewającą moje serce falę ciepła i spokoju.
- Uuuu, Ell. Musisz ładnie wyglądać. Skoro Rydel zabrała jakiegokolwiek chłopaka na zakupy to znaczy, że się stara. W końcu, kto by chciał słuchać marudzenia przez cały czas? Oj, już widzę jak Ross ją męczy, że chce już wracać – zaśmiał się Riker.
Po sprawdzeniu najlepszych(a przez to najdroższych)rollercoasterów zostałam prawie bez pieniędzy. Kierowaliśmy się w stronę apartamentu R5, gdy dostałam smsa od Rydel.

Mam nadzieję, że wam zbytnio nie przeszkodziłam. Koniecznie muszę się teraz z tobą spotkać. Czekam na 85th Sant Transverse, okej? Przyjdź sama, proszę.

- Słuchajcie, dostałam smsa od Rydel. Nie wiem o co chodzi, ale chce, żebym podjechała na 85th Sant Transverse. Mam nadzieję, że wyrobimy się szybko i jeszcze do was wrócę.
                - No wiesz? Jak dzisiaj do nas nie wrócisz, to jutro też cię nawiedzę – zaśmiał się Riker.
                - No to nie wracam – zawtórowałam mu, a na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Rocky uderzył mnie przyjacielsko w ramie, mówiąc:
                - Co za Fee, zostawia nas przed imprezą.
                Stojąc pod podanym adresem widziałam róg central parku, do którego wejście było wyjątkowo ślicznie oświetlone kolorowymi lampkami. Choć zdecydowanie przeważały jasne barwy-kremowy, żółty i pomarańczowy-ożywiała to pojawiająca się czasem czerwień.
                Nagle zobaczyłam Rydel, poruszającą się bardzo niepewnie. Przytuliła mnie, a ja poczułam, że jest zestresowana. Odwzajemniłam gest, ściskając ją mocno. 
                - Kocham cię, Fee – uśmiechnęła się, a mnie zatkało. Wiedziałam, że Rydel nie powiedziałaby tak ważnych słów do pierwszej lepszej osoby. Poczułam się wspaniale, bo odkąd przybyłam do Ameryki słyszałam to tylko przez telefon. Z drugiej strony poczułam wszechogarniający mnie smutek, gdyż zdałam sobie sprawę, że niedługo osoby, które sprawiają, że doceniam każdy nowy dzień, wyjadą do Los Angeles. Nadal nie potrafię powiedzieć, jak w tak krótkim czasie można komuś tak bardzo zaufać. Dopóki nie spotkałam R5 sądziłam, że osoby nazywające nowopoznanych ludzi przyjaciółmi po prostu nie wiedzą co to przyjaźń. I prawdopodobnie większość z nich naprawdę nie wiedziała. Jednak teraz zaczęłam wierzyć, że rzeczywiście parę z nich mogło mieć rację i doświadczyć tego, co ja. Bo ja bez wątpienia mogłabym nazwać ich przyjaciółmi.
                - Między innymi dlatego to robię. Jesteś super dziewczyną. Najlepszą, jaką spotkałam. I jedyną, która powinna być z moim bratem.
                - O czym ty mówisz? – zapytałam, będąc zupełnie zbitą z tropu.
                - Zasługujesz na prawdę. – Poczułam jakbym rozmawiała z bardzo zatroskaną, starszą siostrą. Z jednej strony było to przyjemne lecz z drugiej obudziło we mnie pewnego rodzaju niepokój.
                Rydel ujęła mnie pod rękę i zaczęła prowadzić oświetloną alejką. W pewnym momencie skręciła w stronę, gdzie nie było żadnej ścieżki. Mijała kolejne drzewa, a we mnie pojawił się podziw. Nie wiedziałam, że ma tak dobrą orientację w terenie.
                W pewnym momencie zatrzymała się przed okręgiem, złożonym z paru bujnych wierzb. Przez opadające liście widziałam, że ze środka przedziera się światło świec.
                - No, idź. – Ponagliła mnie ruchem ręki. Na jej twarzy widniał zachęcający, choć niepewny uśmiech.
                Spojrzałam parokrotnie to na nią to na osłonięty okrąg, jakby nie będąc pewną, którędy powinnam pójść. Złapała moją rękę i głową wskazała na miejsce, z którego wydobywało się światło. Wiedziałam, że oczekuje ode mnie tylko jednego. Skinęłam, w geście zgody i zaczęłam przedzierać się przez bujne liście.
                W środku kręgu znajdował się stolik. Na nim dziewięć świeczek, dwa małe talerzyki i ciasto czekoladowe. Obok, wyprostowany, choć niepewny, stał Ross. Jeszcze nigdy nie widziałam tyle próśb, zatroskania i strachu w jego oczach. I czegoś, czego nie chciałam nazywać, dopóki nie byłam pewna, że to to o czym myślę.
*Go big or go home-pójdź na całość, albo idź do domu.

Nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z tego rozdziału. Jest długi i właściwie o niczym. Mimo to ciekawi mnie, co wy o nim sądzicie. Stwierdziłam również, że nie będę w nieskończoność przeciągać wyjawienia sekretu Rossa. Opisuję w końcu normalne życie normalnej studentki. Nie chcę więc niczego przekoloryzować i sprawić, że historia przestanie być wiarygodna.
Dziękuję Anonimowi za krótki komentarz, w którym zapytałaś/eś ''gdzie jest next?''. To zmotywowało mnie do poprawienia rozdziału i wstawienia go dzisiaj, gdyż był już wcześniej napisany. 
Trochę Rikera dla Sparrow. Mam nadzieję, że nie spieprzyłam za bardzo jego postaci.
Poprawiałam przecinki parokrotnie. I przedwczoraj, i dzisiaj. W zwiazku z tym modlę się, by nie było tragicznie.
W ogóle mam jakąś chorą depresję. Coraz częściej po prostu zatracam się w swojej beznadziejności, o co chodzi?
Plus HMUOY Studio Session jakoś mnie nie powaliła. Ross nie wyciąga tam góry. Ogólnie uważam jego głos za niesamowicie czarujący, aczkolwiek tam coś mi nie pasuje. Choć czerwone struny Rikera poprawiają moje patrzenie na to wykonanie, hahahah.
Za to bardzo podoba mi się początek ich coveru ''Rather be'' od 0:15 do 0:55.
Natomiast w tym wykonaniu, gdy Ross śpiewa 'You'll smile, and I'll smile'' oraz gdy śpiewa ''na na na na'', odstawia mikrofon i ma taką miną... Ojejku, Rossy(tak, wiem, ze dużo ludzi nie lubi tego przezwiska, ale ja lubię). Cholera, czemu ja zawsze płaczę na OLD? Głupia ja.
Pozdrówki, xoxoxo

17 komentarzy:

  1. Zrobiłabyś coś z szablonem na telefony? Jak piszę dłuższy komentarz to mi obraz znika i nie widzę co piszę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh..dziękuje. a teraz konkrety...Rozdział o niczym? Głupia jesteś?
      Ostatnie zdanie sprawiło, że zaczęłam myśleć i chyba wiem o co chodziło Fee. Obawiam się jednak, że mnie totalnie zaskoczysz i jak zwykle nie będę miała racji.
      Rydellington...jakoś nigdy nie byłam za tą parą, a jednak życzę im udanej randki :D
      Chciałabym mieć takiego przyjaciela jak Ellington. Ale w życiu nie można mieć wszystkiego, nie?
      Tak samo chciałabym kolegę takiego jak Riker. Ah...marzenia.
      Dziwi mnie trochę zachowanie Rossa. Raz jest miły raz nie. Co z nim?

      Tradycyjnie czekam z niecierpliwością na kolejny.
      Pozdrawiam. ;)

      Usuń
  2. Więc ten.
    Budzą mnie o 6.30 do roboty. Szamam jakiekolwiek śniadanko. Wracam do pokoju w celu ubrania się (dlaczego w głowie Ross mi śpiewa właśnye "OH NO, NO NO, THERE'S NO PLACE I'D RATHER BE..." ♪♪ ;-; ;-; ), jednak z uzależenienia już biorę relefon, wchodzę na swojego bloga i cyk! Jest komentarzyk.
    Śmiem twierdzić, że rossdziau 12 mam już napisany, so... C': No i trochę r13.

    Czekaj, idę się ubrać, żeby jak coś być gotowym do wyjścia. :')

    Przerwa w ubieraniu - już wiem co czujesz, czytając o Ratliffie u mnie na blogu. Ja tego sama nie pojmuję, gdyż to ja piszę te rossdziauy, ale czytając o relacji Fee-Ell u ciebie... Myślę, że pojmuję tą czystą relację. Lubię ją. U siebie też ją lubię.

    Dobra, jestem gotowa do wyjścia. Jak ja nie lubię czytać na raty. (Tak, komentuję w trakcie czytania c': )

    Udawanie rozbawionej, podczas gdy serducho jest rozdupczone, a psychika liże sufity w piwnicach. Tak bardzo to znam. :c

    .. usłyszałam melodyjny głos Rikera.... Jfpskcosnpcjadpabcpdnpxnaodkpcjxpfjeirbochspqbfpd[...]mgld.
    RIIIIKKEERRRRRR
    (Ty przewidziałaś tą reakcję, wiem c:)

    Zanim zacznę czytać dal...

    KURFA. ZARAZ WRACAM C':

    ...ej, chcę, żebyś wiedziała, że nie musiałaś 'uwidaczniać' Rikera. Jednakowoż jestem ci bardzo wdzięczna i szanuję to, bo wiem, że ty już swój pomysł na historię pewnie masz, a ja ci tylko ciut szyki pokręciłam mym menżem cc:

    Niecałe pięć godzin snu po tak emocjonalnym i męczącym dniu, spędzonym na próbie teatru (wpakowano mnie w grupę do scenki z chłopakiem, który mi się podoba; wyczuwam dużo karetek ;-:) oraz rozwalaniu psu budy (nie wnikaj), to niefajna myśl na początek dnia. Dlatego chwała ci za wstawienie rozdzialu.

    Dobra, jadę dalej.

    Okay, spędziłam trochę czasu na robocie, teraz czekam aż woda sie do wiadra naleje.

    RIKER JAKO MAKER OF AWESOME DAY.
    TAK. SKŁADAM CI POKŁONY W PODZIĘKOWANIACH. USMIECHŁAM SIĘ, WIDZISZ?
    To może nie być tak zły dz..
    Okay, jednak będzie. Bio, matma, angielski....
    Anyway.
    Jadę dalej.
    Wodo, lej się woooooolniej.

    JEDZIESZ, RIKER.
    JA TEŻ CHCĘ , TOBĄ DO WESOLEGO MIASTECZKA, NOOOO...
    :') Chlip.

    KURFA, POWÓDŹ, WODA SIE PRZELAŁA.
    Wracam potem.

    Fee.
    ŁAPY
    PRECZ
    OD
    GRZYFFECZKI.
    Broń się, kochanie, broń.

    Życiowe rady Rikera wymiatają na każdym blogu, który czytam.
    Twój nie jest wyjątkiem.

    Woda nalała się do wiadra, gdy zaczęło się robić tajemniczo.
    Pieprzone schody.

    SZECZYTALAM.
    TAAAAK.
    MAMO, CZEKAJ, IDŹ STOND.
    AKYSZ.

    SPIERNICZAJ MI Z TYM "O NICZYM"
    SKASUJ TO. NOW. RIGHT NOW.

    TYLE EMOCJI.
    TYLE CZYTANIA NA RATY.

    PRZECZYTAM TEN ROSSDZIAU Z CZTERY JAK NIE DWADZIEŚCIA RAZY.
    ZDECYDOWANIE MÓJ ULUBIONY.
    TAK.

    Nie mam czasu ani głowy na wytykanie ci błędów gramatycznych, więc niehako pominę ten wątek c':

    Wracając. Końcówka z Rossy'm najlepsza. Chyba. Bardzo mi sie podobała.

    CO JA PIERDZIELĘ, PSZE SIOSTRY.
    C A Ł Y ROSSDZIAU WYMIATA.
    Zaraz se go skopiuję do notatnika i będę czytać kiedy się da.

    Już się uspokajam, bo czeka mnie 4 godziny myvia mopem hali ujebanej metalowymi wiórami, kurzem i piaskiem. Bynajmniej nie jestem sama c'':

    Tak więc...

    Aha. Notki nie doczytałam.

    \o/ /°\ \o/ /°\ - taka emotka 'biję ci pokłony. Myślę, że ona wyraża moje emocje ad. twojego przedstawienia postaci mego menża. Absolutnie nie zjebauaś.

    SPOKO, JA TEŻ PŁACZĘ NAD OLD.

    Mi też sie ta wersja HMUOY nie podoba. Refreny psuja całośc. Ross nie rozumi, że fałszuje xd ALE ZA TO WERSJA Z SIRIUSXM - wymiata. Zdecydownie najlepszy akustyk HMUOY.
    "Rather be" - gdzieś mi ta piosenka świtała, gdy słuchałam akustyka R5, ale nwm, w jakim kościele. Jednakowoż wyszedł dobrze C:

    JA TAM LUBIĘ "ROSSY". Jest takie wieloznaczne ccc:

    No. I jeszcze ten... Czekam na rozwiązanie zaiste ciekawej tajemnicy Rossa.
    Pozdrawiam z łazienki, gdzie woda sie do wiadra leje, a w palcsch mam opiłki żelaza.

    -pieprzyć, że chciałam być pierwsza :'') * -

    *ciekawostka: czytałam rozdział i pisałam komentarz mniej więcej od 7.00 do 11.00*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu mi nie wpierdzielisz za to, że nie skomentowałam?! Nie miałam czasu przeczytać :( Na Twoim opowiadaniu trzeba się skupić, bo jest dla inteligentnych.
    Wybacz, że się nie rosspiszę tak jak Sparrow, ale mam ciężki tydzień.
    Boże... kocham Twojego bloga *.*
    I chwała Ci za pisanie o moim mężu :3 Tak, kocham Rikusia miłością wiczną <5
    Piszesz genialnie <5
    Od teraz postaram się komentować systematycznie.
    Czekam na next
    xoxo
    ~Bekuś~

    OdpowiedzUsuń
  4. No dude ja chce wiedziec o co chodzi z Rossem!
    Uwilbiam twoje ff! ♥
    Dawaj mi szybko nasteny rozdzial!

    OdpowiedzUsuń
  5. dzięki Rebece mam link do tego wspaniałego bloga :)
    co tutaj powiedzieć? Twój blog jest świetny :) więcej nie będę mówić bo będzie to po prostu powtórzenie po innych :)
    może w końcu w następnym rozdziale dowiemy się o co chodzi z Rossem? byłabym bardzo wdzięczna :)
    nie będę się rozpisywać bo nie mam teraz na to czasu :)
    czekam na nexta i pozdrawiam <5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam na swojego bloga ;) byłabym szczęśliwa gdybyś wpadła i zostawiła swoją opinię :) http://r5-miedzywymiarowa-szkola-herosow.blogspot.com/

      Usuń
  6. Extra blog, extra historia, wszystko extra XDD JA POTRZEBUJĘ TEGO BLOGA JAK TLENU I WODY! (i R5) :p (chwila słabości c'nie?) Ehhhh, pisz szybko, bo nie wyczymie z nudów.. :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuję obowiązek, żeby zacząć ten komentarz tak jak ty zaczęłaś swój przedostatni na moim blogu. A więc:
    Przepraszam.
    Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam.
    Padam na kolana i proszę o wybaczenie.
    Wiem, że szkoła to kiepskie wytłumaczenie (w końcu są rzeczy ważne - nauka i ważniejsze - blogi), ale naprawdę nie miałam przez nią czasu.
    Nie wiem czemu masz tak mało wiary w siebie.
    Ten rozdział jest super i wcale nie o niczym. Czegoś takiego potrzebowałam!
    Jest słodki, intrygujący, mądry, zabawny i poruszający (przynajmniej mnie), a to tylko niektóre walory jakie włowiłam z twego dzieła, które nazwałaś "długie i o niczym". Każdemu zdarzy się mniej ważny rozdział (patrz mój blog), ale ten jest naprawdę super. Poza tymi wszystkimi cechami które w nim się pojawiły jest pisany magicznie lekko, jak tylko ty potrafisz. Serio. Uwielbiam cię za to. Mówiłam - pisałam Ci już, że jesteś moją idolką? Chciałbym pisać jak ty. Naprawdę, więcej wiary w to co robisz, bo świetnie Ci wychodzi. Nie mogę się doczekać kolejnego (z resztą jak zawsze).
    Muszę ograniczyć pisanie w nawiasach.
    Mam nadzieję, że zmotywuje Cię do pisania przynajmniej w 1/10 tak jak ty mnie. Serio, po twoich komentarzach mam tyle chęci do napisania czegoś jeszcze lepszego. Wiesz jakie to miłe kiedy twój idol Cię chwali?
    Mam nadzieje że wybaczysz to że komentuje dopiero teraz.
    A moment z grzywką Rika... piękne :')

    OdpowiedzUsuń
  8. Yeaew wreszcie przybyła.=>
    Wybacz, że wpadam tak późno. W dodatku komentarz nie jest rozbudowany >.< Przepraszam.

    Było tak, jak zawsze - czyli świetnie. Czekam niecierpliwie na wyjawienie sekretu Rossa. I nie wiem, skąd ty bierzesz te głupoty, że piszesz beznadziejnie. To, że nic się nie dzieje nie znaczy, że jest do du.
    Pozdrawiam serdecznie. Trzymaj się ciepło!
    Yeaew z
    R5ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. W moim odczuciu ten rozdział jest bardzo smutny. Pozbawiony uśmiechu, nastoletniej beztroski. Fee za szybko stanęła twarzą w twarz z poważnymi problemami, do których nie wie, jakie mieć nastawienie. Przykry był moment, w którym spotkała się z Ellingtonem, a Ross wszedł im z nieznajomą dziewczyną i jeszcze tak na nią naskoczył. Całkowitym dupkiem okazał się być też Jack, który w bezczelny sposób wykorzystał głęboką zadumę Fee, chcąc doprowadzić do czegoś całkowicie absurdalnego. Nie lubię go. Jednak jest Riker, Ellington, Rocky i Rydel. Osoby, które są dla niej, i którym bez wątpienia na niej zależy. Riker, który zabrał ją do wesołego miasteczka by na chwilę przestała myśleć o Rossie. Jest Rocky, który ją rozśmieszy. Ellington, który ją wysłucha. A także Rydel, która zaplanuje spotkanie z Rossem. Jednak mimo tego kilku pozytywnych szczegółów, wciąż trzymam się tego, że rozdział był/jest smutny. I mam wrażenie, że kolejny też taki będzie.

    W każdym razie życzę Ci dużo weny i czasu na pisanie :)

    - matrioszkaa! x

    [to-nie-jest-milosna-piosenka.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejuuuu ♡
    Jak ty wspaniale opisujesz uczucia <3
    TO JEST NIE DO OPISANIA <3
    Rozdział wzbudził we mnie wiele uczuć :*
    Nie mam siły pisać długiego komentarza, wybacz ;/
    Następny skomentuje bardziej się wysilając :)
    ~Alex ♡

    OdpowiedzUsuń
  11. Okej.
    Wysoka gorączka nie pozwala mi napisać nic kreatywnego.
    Ania, wspierając mnie w chorobie, podesłała mi Twojego bloga i wielkie jej dzięki za to.
    Przeczytałam wszystko błyskawicznie i czekam na kolejne rozdziały. Mam pewne podejrzenia w stosunku do Rossa i jestem ciekawa, czy się sprawdzą.
    Ps. Kochana, w stanie Nowy Jork osiemnastolatki nie zostałyby wpuszczone do klubu po 22, ani nikt by im nie sprzedał alkoholu. ;)
    Trzymaj się i pisz!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci szczerze, ze kocham Cie za dwie rzeczy..

      Pierwsza: za to ze piszesz gak genialnego bloga, ktory bije cala reszte na glowe. Dobierasz zdania i opisy wsprost genialnie *fracuski akcent* XD
      Uwielbiam Twoje opowiadania i przyznam Ci sie, ze juz kilkakrotnie przeczytalam je od poczatku. Czesto powracam do pierwszych rozdzialow i czytam i czytam i zazdroszcze ci talentu *.*

      Drugie: kocham cie za dlugosc tych rozdzialow.
      Twoje sa szczegolnie wciagajace i wydaje mi sie, ze ten jest moim ulubionym <33

      Dobra, musze konczyc ten bezsensowny kom, bo trza sie uczyc Przeslania Pana Cogito na polski...

      Ehh, jak ja nie lubie uczyc sie a potem recytowac wierszy...to jest straszne!!

      Czekam of course na next ;** i dziekuje ci za komentowanie mojego opowiadania.

      Jestes cudowna! Kocham Cie <33
      ~Julia

      Usuń
  13. Ok, wreszcie przeczytałam. Dziękuję, że przypomniałaś mi o tym rozdziale, bo pozwolił mi się oderwać od rzeczywistości. Mam nadzieje, że natchnie mnie do napisania czegoś u mnie, bo w ostatnich tygodniach mam mętlik w głowie, a mój romantyzm, którego potrzebuję gdzieś wyparował. Dobra, nie zanudzam o sobie.
    Rozdział wcale nie jest o niczym! Podoba mi się postać Rikera i oczywiście Ella, jestem ciekawa jak będzie wyglądać ta ich randka. Na pewno będzie uroczo :) (napisałam to jakby Ell spotykał się z Rikerem, no ale wiesz o co chodzi :D). Ross mnie zdenerwował, ale czuję, że mu wybaczę po tym, co przygotował dla Fee. Czekam na tą jego tajemnicę ;)
    Życzę wenyyyyy! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ross mnie zaczął wkurzać aż tu nagle taka scena na końcu. Wiedziałam, że z Rydel coś kombinują. Wydaje mi się, że Troy jeszcze namiesza chociaż mam cichą nadzieje, że to tylko kokega z teatru. Kurcze tyle miałam napisać i zapomnialam :)
    "Jesteśmy ludźmi i nawet jeśli uważamy się za samotników, bycie osamotnionym przez zbyt długi czas po prostu nas zniekształca" ten cytat bardzo mi się spodobał, muszę go zapisać!

    OdpowiedzUsuń