sobota, 27 września 2014

Rozdział siódmy.

                Usiadłam pod ścianą w rogu sali i czytałam książkę. Gdy skupiałam się na jej treści, czułam się odprężona. Były jednak momenty, kiedy odrywałam się od lektury, a brutalna rzeczywistość uderzała we mnie z mocą rozpędzonej ciężarówki. W tych sekundach czułam, że jeżeli moje nazwisko nie zostanie wywołane w przeciągu minuty, to założę swój czarny plecak na ramię i wyjdę, gdyż nie wytrzymam dłużej tego napięcia. Jednak przez zdecydowaną większość czasu starałam się po prostu zapomnieć, jak ważna jest dla mnie chwila, która niedługo nastąpi. Poza tym, świat nie kończy się na jednym spektaklu, prawda?
                - Sophia Anikiewicz. – Usłyszałam moje, choć wypowiedziane z trudem i bardzo zangielszczone, nazwisko. Prawa ręka, która trzymała powieść, lekko zadrżała. Schowałam lekturę do plecaka, zarzuciłam go niezgrabnie na ramię i udałam się w stronę wybitnych i znanych postaci w aktorskim półświatku.
                - Witaj. Stań w zaznaczonym miejscu – powiedziała siedząca w środku kobieta z jasnymi, krótkimi włosami. Miała czarne okulary kociego kroju położone nisko na szpiczastym nosie. Jej około czterdziestoletnie ciało było niesamowicie zadbane, a wzrok mądry i przenikliwy. Wydawała mi się bardzo znajoma.
                - Okej, kochana. Przedstaw się, powiedz coś o sobie – uśmiechnęła się siedząca po prawej stronie szatynka. Miała pięćdziesiąt pięć lat i była jedną z najlepszych nauczycielek dykcji w Nowym Yorku. Anne Elerein.
                - Witam państwa – rzekłam wkładając na moją twarz wyjściowy uśmiech. Pojawiła się we mnie energia, która często pomagała mi wygrać niejeden szkolny casting. – Nazywam się Sophia. Sophia Anikiewicz. Kim jestem? Jestem polką, której największą ambicją było wyuczenie się amerykańskiego akcentu. – W tym momencie na twarzach jury pojawił się delikatny uśmiech. Jedynie pani w środku pozostała niewzruszona. – Oczywiście, żartuję. Aktorstwem zajmowałam się również w Polsce, choć w małym stopniu. Postanowiłam zaryzykować dostatnie życie puszczając się w pogoń za marzeniami.
                - Miło nam cię poznać, młoda damo – powiedział przyjemnym głosem mężczyzna siedzący po lewej stronie. Miał około sześćdziesięciu lat i z tego, co udało mi się podsłuchać za kulisami, grywał na Broadway’u.
                - Dobrze, tutaj masz tekst – rzekła blondynka wyciągając do mnie rękę, w której trzymała białą kartkę. Podeszłam i skinęłam głową w geście podziękowania. Zaczęłam pierwszy etap przesłuchań.

                Gdy zeszłam ze sceny czułam się dobrze. Nie mam w zwyczaju być pewną siebie, mimo to wiedziałam, ze nie poszło tragicznie. Pani siedząca w środku ani razu się nie uśmiechnęła, lecz oczy i mimika twarzy jej towarzyszy zdawała się mówić, że mnie polubili.
                Czekałam jeszcze godzinę, gdyż po mnie weszło pięć innych osób. Po tym czasie na scenę wywołano wszystkie dziewczęta ubiegające się o tę samą rolę, co ja. Gdy wyszłyśmy, przy stoliku jurorów stało siedmiu chłopaków.
                - Witam ponownie – zaczęła blondynka. – Zakończyłyście pierwszy etap przesłuchań. Z waszej czterdziestki, tylko siedem przejdzie do kolejnego etapu. Wyczytam teraz nazwiska tych z was, którym się udało.
                Zacisnęłam pięści w geście zniecierpliwienia i zdenerwowania, gdy cztery nazwiska zostały wyczytane. Piąte nazwisko. Anikiewicz. W końcu! Szósta. Czy to, że jestem przedostatnia źle wróży? pomyślałam.
                - Kolejność zupełnie przypadkowa – uśmiechnęła się promiennie szatynka, jak gdyby słyszała moje pytanie.
                - Reszcie dziękujemy – kontynuowała czterdziestolatka, podczas gdy tłum smutnych dziewcząt schodził ze sceny. – Teraz połączymy was w pary. Dostaniecie teksty i wraz z partnerem, którego zaraz wam przydzielimy, przygotujecie scenę, którą zaprezentujecie nam za tydzień. A teraz, jako że jeszcze nas nie znacie, jury przedstawi się – rzekła, wskazując ręką na szatynkę, jakby dając jej pozwolenie na rozpoczęcie.
                - Witajcie, moje drogie, młode talenty – powiedziała przyjaźnie. – Nazywam się Anne Elerein i najbardziej znana jestem jako nauczycielka dykcji oraz akcentowania. Ogólnie, poprawnej wymowy. Współpracowałam z wieloma teatrami oraz uniwersytetami. Mam również oko do wyłapywania talentów. Między innymi dlatego często możecie zobaczyć mnie na różnorakich przesłuchaniach.
                - Ja nazywam się White. Patrick White. Stary aktorzyna. Broadway, parę dobrych produkcji oraz trzynaście wysokiej klasy teatrów. To właśnie mój dorobek artystyczny. – Tak samo jak jego poprzedniczka, Patrick zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie.
                -  Christina High. Kim jestem? Jestem krytykiem oraz prowadzę jedną z najlepszych agencji aktorskich w Stanach Zjednoczonych i Anglii. A teraz przechodzimy do łączenia was w pary. Przeanalizowaliśmy dokładnie wasze zachowanie i postaraliśmy się dobrać was w taki sposób, by było wam łatwiej. Mamy więc nadzieję, że dogadacie się z partnerem czy też partnerką i pokażecie nam się za tydzień we wspaniałej odsłonie.
                Moim towarzyszem został Troy Collins. Był brunetem, mierzącym około metra osiemdziesięciu dziewięciu. Jego niebieskie niczym ocean oczy były bardzo urzekające. Nie powiem, cieszyłam się z doboru. Tym bardziej, gdy chłopak podszedł do mnie, a z jego ust wydobył się niski, basowy głos. Był niesamowicie zabawny i wesoły. Do tego bardzo gadatliwy. Umówiliśmy się na następny dzień w szkolnej sali do ćwiczeń. Jakim cudem nigdy nie spotkałam go na uczelni? Dość efektownie przyciągał bowiem uwagę żeńskiej części znajdującej się w teatrze.
               
Jak skończysz to przyjdź. Czekamy na Ciebie.

Przeczytałam dwa identyczne smsy. Jeden od Ella, a drugi od Rossa. Zsynchronizowani, a jakże!
Gdy przeszłam przez próg usłyszałam wystrzał szampana oraz głośne krzyki. Cały zespół, łącznie z Alexą i Eleonor podbiegł do mnie i zaczął gratulować.
                - Stop. Przecież ja się nie zakwalifikowałam – powiedziałam z poważną miną. Na ich twarzach pojawił się wstyd i współczucie. Widziałam, że poczuli się głupio.
                - Naprawdę? – Podszedł do mnie Ratliff i objął ramieniem.
                - Przepraszamy – odezwał się Ross, łapiąc mnie za rękę w geście wsparcia. Spuściłam głowę, którą opierałam o tors szatyna.
                - Żartowałam – szepnęłam, nadal trwając w pozycji osoby załamanej.
                - Co? Nie rozumiem – szepnął Rat, którego dłoń nadal mnie oplatała.
                - No. Żartowałam. Jestem w drugim etapie! – Klasnęłam w dłonie, prostując się żywiołowo.
                - Ty  okropna istoto! – zaśmiał się Ross, roztrzepując moje włosy. Do moich uszu dotarły pretensje, jak mogłam postawić ich w tak niezręcznej sytuacji. Po chwili szampan był już rozlany, a hałas rozmów wypełniał cały apartament. Jedyna rzecz, która czasem przeszkadzała mi w przebywaniu z zespołem-byli niesamowicie głośni. Twoja głowa po paru godzinach zdawała się prosić o minutę ciszy.
               
                Z Troy’em dogadywałam się perfekcyjnie. Byłam ucieszona, gdyż przyszedł na próbę i umiał cały tekst. Często bywa tak, że aktorzy zapominają co mieli powiedzieć, a mnie to niesamowicie denerwuje. Od zawsze byłam osobą, która stara się robić wszystko najlepiej, jak umie. Jeżeli chcesz być aktorem, nauczenie się tekstu powinno być podstawą. Jeżeli nawet tego nie potrafisz zrobić, to bardzo utrudniasz pracę innym, ot co!
                Próbę zaczęliśmy o czternastej, a skończyliśmy dwie godziny później. Następnie udaliśmy się na shake’a, by lepiej się poznać. Kontakty osobiste w pracy nie muszą być pozytywne, ale o wiele lepiej się żyje, jeżeli właśnie takie są. Okazało się, że Troy jest o rok starszy ode mnie. Zagrał już w jednym spektaklu i dwóch filmach studyjnych. Lubił sport, w związku z czym umówiliśmy się na wtorek, by zagrać w tenisa.
                Wracając ze spotkania wstąpiłam do małego sklepiku, by kupić butelkę wody. Szłam w stronę stacji metra, której wejście znajdowało się blisko hotelu moich przyjaciół. Byłam jednak bardzo zmęczona i nawet nie myślałam o spotkaniu z nimi, choć Rydel dzwoniła do mnie trzy razy, zapraszając na chińszczyznę.
                Zamknęłam drzwi i upadłam na kanapę. Cholera, lubię to aktorstwo pomyślałam. Pośpiesznie udałam się do łazienki, wykonałam wszystkie wymagane czynności i rzuciłam się na otwartą atraposzafę. Otuliłam się kołdrą, a ramiona oplotłam wokół małego, białego misia, który jest jedyną maskotką zabraną przeze mnie do USA.
                - Miło jest mieć się do kogo przytulić. Zwariowałabym bez ciebie, Białek – rzekłam, patrząc poważnie w oczy pluszaka. Głupota, dziewiętnastoletnia studentka, która rozmawia z misiem. Prawda jest taka, że naprawdę mi to pomagało.
Na ogół nie tęskniłam za rodziną, gdyż znalazłam na to znakomite lekarstwo. Nieposiadanie czasu-oto ono. Dlatego zawsze starałam się coś robić. Nie miałam wtedy czasu, by myśleć o tym, że moi bliscy są tysiące mil ode mnie. Swoją drogą, po tak długim czasie spędzonym w Ameryce, nadal nie potrafiłam przeliczać wszystkiego na Fahrenheity, mile i wszystkie te głupoty. Były jednak wieczory, gdy mój umysł ogarniała tęsknota. Wtedy Białek okazywał się być wspaniałym przyjacielem.
                Żyjąc w biegu, często marzę o tym, by mieć wolny dzień. Położyć się na kanapie i cały dzień oglądać filmy. Gdy przychodzi co do czego, jestem w stanie obejrzeć jeden film, a potem muszę coś zrobić. Pobiegać, poćwiczyć, poczytać, pograć na gitarze. Cokolwiek! Nie potrafię siedzieć bezczynnie, wpatrując się w głupi film. Świadomość, że marnuję dzień nie daje mi spokoju. Człowiek często chce tego, czego nie może mieć. A gdy to ma-wtedy nagle mu się odechciewa. Oczywiście, są wyjątki. Pamiętam, gdy miałam szesnaście lat i obejrzałam aż trzy filmy! To był bardzo leniwy dzień. Wspominam go dobrze, ale nie chcę przeżyć go po raz drugi.

Dwa dni później
                Siedziałam na zajęciach i choć pan Ian bardzo interesująco opowiadał o historii teatru, nie potrafiłam skupić się na jego słowach. Wczorajszy dzień, choć od rana spędzony na uczelni, był bardzo wesoły. Godzinna próba z Troy’em, następnie  dwugodzinne zakupy z Rydel, Eleonor oraz Alexą sprawiły, że uśmiech na stałe zagościł na mojej twarzy. Wisienką na torcie okazało się wieczorne wyjście z zespołem. Udaliśmy się bowiem do Central Parku, gdzie odbył się występ pięciu bardzo dobrych, choć amatorskich artystów rockowych. Właśnie dlatego, aż do dzisiaj po głowie cały czas chodziła mi piosenka ,,It’s nice to be alive’’, choć usilnie starałam się ją stamtąd wyrzucić.
- Moi kochani. Trzy dni. Ośmiostronnicowy esej na temat teatru elżbietańskiego. Wybieracie jedną sztukę i na niej opieracie całe swoje wypracowanie. Wplatając w to oczywiście cechy charakterystyczne dla tego okresu. Pamiętajcie. Macie to napisać tak, jakbym był siedmiolatkiem, który nic o tym nie wie! Żegnam – zakończył pan Evans. Chciałam być aktorką, a nie znać każdy teatralny przełom. Phi! Nawet nie przełom. Każdy teatralny szczegół, każde gówno, w każdej gównianej epoce.
                Wyszłam z zatłoczonego gmachu, w którym odbywały się zajęcia typowo teoretyczne. Aktorstwo, dykcję, wokal oraz lekcje tego typu mieliśmy bowiem w budynku znajdującym się około sto metrów dalej. Uniwersytet był złożony z parunastu budynków. Nie wspomnę o tym, że każdy kierunek był położony w innych częściach miasta. *
                Pobiegłam do swojego mieszkania, przebrałam się szybko w sportowe ubrania, zarzuciłam torbę na ramię i udałam się w stronę stacji mera. Co jak co, ale transport publiczny w Ameryce to strasznie ciężka sprawa. Zorganizowany kraj, a tak prostej rzeczy nie potrafią ogarnąć. Autobusy funkcjonują milion razy gorzej, niż metro. Phi! One prawie wcale nie funkcjonują. W USA najlepszym wyjściem jest własny samochód, ewentualnie taksówka. Nowy York trzyma fason, ale w mniejszych miastach nie masz nawet co marzyć o jakimkolwiek przemieszczeniu się bez własnego pojazdu. Komunikacja miejska istnieje jedynie w większych miastach, a nawet w nich, nie działa zbyt dobrze. Jedyne autobusy, które poruszają się po innych miejscowościach(i nie mówię tu, o malutkich miasteczkach. Nie są to metropolie, jak LA czy NY, ale spokojnie przekraczają sto tysięcy mieszkańców)to busy szkolne lub uniwersyteckie. **
                Tego zdecydowanie nie lubiłam w tym kraju. Jeżeli jesteś młody, jesteś uzależniony od rodziców lub starszego brata, który łaskawie gdzieś cię podwiezie. Do żadnego centrum handlowego nie dojdziesz na piechotę, bo choć jest ich dużo, najczęściej dojazd zajmuje dziesięć minut samochodem. Amerykanie nie mają bowiem czegoś, co nazywają ‘centrum miasta’. Tak jak w Polsce, najlepsze sklepy są skupione w jednym miejscu, tak tu wszystko jest rozrzucone.
                Dzięki Bogu, w Nowym Yorku metro jest znośne. Przejechałam nim trzy stacje, po czym przespacerowałam się pół godziny w stronę kortu, na którym umówiłam się z Troy’em.
                Brunet przybił mi żółwika, co niezmiernie mnie ucieszyło. Nie lubiłam przytulać się na powitanie z nowo poznanymi mężczyznami. Tak, racja, dogadywałam się z nim dobrze. Mimo wszystko, gdy jakikolwiek chłopak przytulił mnie zbyt szybko, podświadomie zaczynałam stwarzać między nami dystans. Nie miałam nic przeciwko, gdy przytulał mnie Rocky czy Ell. Byłam pewna, że jest to czysto przyjacielskie. Gdy jednak znałam kogoś zbyt krótko i nie potrafiłam powiedzieć, co jest dla niego normalne, a co można nazwać flirtem, po prostu dmuchałam na zimne.
                - Miło będzie zmiażdżyć cię w tenisa – zakpiłam wyjmując mojego niebieskiego Wilsona z pokrowca.
                - Wszystkie laski, które ze mną przegrywają, mają zawsze różowe rakiety. Możesz poczuć się zaszczycona. Będziesz pierwszą z takim kolorkiem.
                - Żartowniś. Zobaczymy. Zaczynam – krzyknęłam, uśmiechając się szeroko. Podeszłam do linii i posłałam bardzo dobrą piłkę na drugą stronę, zdobywając pierwszy punkt.
                - Dobra, ten serw ci się udał. Po prostu się jeszcze nie rozgrzałem.
                - Nie wątpię – rzuciłam sarkastycznie.
                - Nie powinnaś się cieszyć. Wygrałaś jednym punktem!
                - Czy to ważne? Wygrałam – wyszczerzyłam zęby, popijając truskawkowe smoothie. Co chwilę zerkałam za okno, gdyż robiło się coraz ciemniej, a ulica oświetlona przez te wszystkie lampy wyglądała zjawiskowo.
                - To było fuksiarskie. Jeden punkt nie dowodzi, że jesteś lepsza – mówił Troy, z miną urażonego dziecka. Wcale nie udawał. Wiedziałam, że bardzo chciał wygrać. Mimo to, utrzymywał bardziej śmieszny i sarkastyczny, aniżeli smutny ton.
                - Dobra. Zagramy za parę dni rewanż. Dam Ci wygrać. – Odblokowałam telefon, by sprawdzić godzinę. Osiemnasta. - Za parę minut muszę się zbierać.
                O dziewiętnastej byłam już pod Viceroy New York Hotel. Portier, pomimo tego, że doskonale mnie pamiętał, jak zawsze zapytał o to samo:
                - Do kogo?
                - Apartament 7005. Zamieszkiwany przez zespół R5, opłacony przez Hollywood Records – wydukałam śpiewkę, której nauczyłam się na pamięć. -Kod 7545.
                - Karta gościa? – Choć wiedziałam, że jak zawsze zostanę o nią poproszona, miałam wrażenie, że musiałam czekać na to pytanie. Gdzieś w zakamarku mojego durnego mózgu ubzdurałam sobie, iż wyciągnięcie karty bez pytania poprzedzającego, byłoby brakiem kultury. Cóż to za głupia teoria?
               
                Ratliff otworzył drzwi, a jego przerażona mina sprawiła, że uleciała ze mnie cała radość spowodowaną wygraną i miłym wieczorem.
                - Przytrzymaj go, bo coś sobie zrobi! – krzyknęła zdenerwowana Rydel. Jej głos wydawał się przybierać płaczliwy ton. Nieświadomie mocno pchnęłam drzwi, które szatyn jeszcze przed chwilą trzymał tak, by uniemożliwić mi zobaczenie czegokolwiek.
                - Ross, uspokój się. Jesteś bezpieczny, nic się nie stało – mówił spokojnym głosem Rocky patrząc w oszalałe oczy blondyna, w których widziałam zupełnie inną osobą, niż tą, którą znałam. Podał mu gitarę, na której uprzednio zagrał dwa akordy. Pod wpływem dźwięku, chłopak uspokoił się, a krwawiące pięści, które przed sekundą roztrzaskały wazon i szafę, rozluźniły się. Złapał instrument i zaczął grać.
                Mięśnie stawały się mniej napięte, a wzrok spokojniejszy. Widziałam, że twarze wszystkich zebranych odetchnęły z ulgą. Po chwili Ross uniósł głowę, i będąc już ,,sobą’’, spojrzał na mnie ze wstydem i złością.
                - Czy ona to widziała? – zapytał Rydel, która niepewnie pokiwała głową. – Nie powinna. – Spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja po prostu opuściłam apartament.
                Czekając na windę podbiegł do mnie Ratliff i przyciągnął moje bezwładne ciało do siebie. Pogłaskał moje włosy, przez co minimalnie się uspokoiłam.
                - Pójdę już – rzuciłam tonem z którego nie dało się nic wyczytać. W sumie-nie było co czytać. Nie wiedziałam, czy była zła, czy zdziwiona, czy smutna, czy przerażona.
                Przyjaciel obdarzył mnie jedynie troskliwym spojrzeniem. Wiedział, że chcę być sama. Jak bardzo cieszyłam się w tym momencie, że tak doskonale mnie rozumiał! Że nie chciał na siłę ze mną zostać. Że po prostu pozwolił mi odejść.

                - Zadzwonię jutro – powiedział. 

Mam wrażenie, że ten blog jest do dupy, a historia banalna. Kurde, postaram się to naprawić. Mam nadzieję, że mi się uda. Tymczasem, żyję prosząc Boga, by rozdziały, które ostatnio publikuję nie sprawiły, iż wasze oczy i mózgi będą krwawić z bólu. Obym szybko wyszła na prostą. Znaczy, nie uważam, ze jest tragicznie. Staram się, Mimo to czegoś mi brakuje. 
Proszę Was o opinię. Negatywne, neutralne, pozytywne-byle kontruktywne. Liczę na Was! 
Dziękuję Sparrow, która ostatnio jest moim głównym natchnieniem.

15 komentarzy:

  1. Wstaję, sprawdzam bloggera i co widzę? Że dodałaś rozdział. Miły początek dnia ;)
    Twój blog nie jest do dupy. Jest świetny. Jakby nie był nie trudziłabym się komentując go na telefonie!
    Co się dzieje z Rossem? Czemu tak oszalał? Chcę wiedzieć. Teraz.
    Nie jestem niestety cierpliwą osobą.
    Czytałam ten moment kilka razy i nie mogę nic wymyśleć. Niestety. Ale może wytrzymam do rozdziału kiedy nam wyjawisz prawdę.
    Pozostaje mi tylko czekać (z niecierpliwością) na następny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę więcej wiary w to że piszesz super bloga i opisujesz wszystko fantastyczne. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. SZKURNA, MUSZĘ PODZIELIC TEN KOMENTARZ NA DWA, BO BLOGGER NIE UZNAJE MOICH WYPRACOWAŃ W CAŁOŚCI :')

    Piszę na telefonie, sorry za błędy literowe.
    ***
    Okej, najpierw rady gramatyczne C: Wiem, że je uwielbiasz.
    1. Obczaj przecinki w przykładowym zdaniu: 'Prawa ręka, która trzymała powieść lekko zadrżała.' Po 'powieść' ma być przecinek. Zdanie podrzędne dopełnieniowe (tak to się chyba nazywa .--. ) oddzielamy przecinkami, bo jest to zdanie wklejone, bez którego reszta wypowiedzi mogłaby istnieć z sensem.
    2. "[...]znanych postaci, w aktorskim półświatku." tu bez przecinka.
    3. "- Reszcie dziękujemy. – kontynuowała czterdziestolatka [...]" KROPKA. Wywal ją.
    4. "[...]wraz z partnerem, którego zaraz wam przydzielimy przygotujecie scenę,[...]" - ta sama zasada co w 1.
    5. "[...]jury przedstawi się. – rzekła wskazując ręką na szatynkę[...]" KROPKA. I przecinek po 'rzekła'.
    6. "[...]znana jestem, jako[...]" - tu bez przecinka.
    7. "Między innymi dlatego, często[...]" - tu bez przecinka.
    8. "Jestem krytykiem, oraz prowadzę [...]" - 'oraz' = 'i' . Skąd ten przecinek?
    9. "[...]ocean oczy, były[...]" - Uh, przecinek c:
    10. "odezwał się Ross łapiąc mnie za rękę[...]" - przecinek po 'Ross' .
    11. "szepnęłam nadal trwając w[...]" - przecinek po 'szepnęłam'.
    12. "Klasnęłam w dłonie prostując się żywiołowo." - tutaj po 'dłonie' C:
    13. "zaśmiał się Ross roztrzepując moje włosy." - znowu po 'Ross' C:
    14. "Lubił sport w związku z czym[...]" - po 'sport'

    BOŻE, TO DOPIERO PÓŁ ROZDZIAŁU. DLACZEGO MOJE AMBICJE NIE DOTYCZĄ GRANIA NA PIANINIE? Lecę dalej. Hyyyy....

    15. "[...] i nawet nie myślałam, o spotkaniu z nimi, choć Rydel dzwoniła do mnie trzy razy zapraszając na chińszczyznę." - przenieś przecinek. Ty już wiesz który.
    16. "[...]jedyną maskotką, zabraną przeze[...]" - usuń przecinek. {Muszę sobie zrobic jakis skrót na słowo 'przecinek' (': }
    17. "rzekłam patrząc" - u know.
    18. "Wczorajszy dzień choć od rana spędzony [...]" - tutaj przed 'choć'. Zdanie podrzędne [.........] c:
    19. "[...]cechy charakterystyczne, dla tego okresu." - skasuj przecinek.
    20. "ale transport publiczny w Ameryce, to strasznie ciężka sprawa." - guess what.
    21. "Dzięki Bogu, w Nowym Yorku, metro jest znośne. " - guess what, part 2.
    22. "Rocky, czy Ell" - bez przecineczka cc: Wstawić go można, gdy wymieniasz więcej niż dwue osoby.
    23. "- Wszystkie laski, które ze mną przegrywają mają zawsze różowe rakiety. " - podpunkt 1.
    24. "wyszczerzyłam zęby popijając truskawkowe smoothie." - u know.
    25. "ulica oświetlona przez te wszystkie lampy, wyglądała zjawiskowo." - barki mi drętwieją.
    26. "Pod wpływem dźwięku, chłopak[...]" - bez przecinka.
    27."[...] głowę i będąc już ,,sobą’’ spojrzał[...]" - przecinek po 'głowę' i ' "sobą" '.

    THE END. I guess.

    Rada co do pkt 10, 11, 12, 13, 17, 24 i innych tego typu - te gunwa z '-ąc' i '-ąwszy' to pierniczone imiesłowy, przed którymi stawia się bezwzględny przecinek C: Są one dopełnieniem, bez którego zdanie by istaniało (powtarzam się...?), czyli musi być oddzielone.

    OdpowiedzUsuń
  3. Now.
    WYOBRAŹ SOBIE MNIE CZYTAJĄCĄ TEN ROZDZIAŁ - Leżę na brzuchu na łóżku w mym pokoju, z poduszką pod brodą, wsparta na łokciach i x fonikiem w dłoniach. I co chwilę kiwam głową z uśmiechem, bo widzę dobrze gramatycznie rozdział. Tak.

    A teraz skończmy tę lekcję, nie psujmy sobie niedzieli, do rozpoczęcia poniedzialkowych zajęć mam jeszcze... Yyy... Od teraz, gdy to piszę, jeszcze 20 godzin i 40 minut. TO KUPA CZASU.

    ROSSDZIAU. TAK. Let's start writing my abitious comment.

    Nosz kurna, pięknie. Nie podzielam zdania Fee, nie lubię ciągle czegoś robić. Co wcale nie oznacza, że jestem leniwa C: . A co do nauki o historii teatru - TO SAMO PODEJŚCIE. JA TAK MAM.NA POLSKIM. No bo po kiego ja mam znać na pamięć biografię Mickiewicza, ćpuna i pijaka, który kasę tracił na dziffki w całej Europie, po co mi charakterystyka sentymentalizmu, na co mi "Król Edyp" ? NO PO CO, JA SIĘ PYTAM? Po prostu, kuźwa, piszmy wypracowania. Nawet recytujmy wiersze, ale wybrane przez nas. Już nawet czytajmy lektury, ale DLA LUDZI, A NIE PSYCHOPATÓW (nie czytaj "Dziadów cz. 3" - bierz streszczenia, mówi ci to ktoś, kto uwielbia czytać (': ).
    Ross targający włosy Fee - <33.
    Tenisa i szkiły teatralnej nie skomentuję szeroko, bo to było napisane fajnie i poprawnie c:

    Kiniec miłego. Zaczyna się koszmar.

    Ross. Co mu jest? Matko, wyobraziłam go sobie, tfu... CAŁĄ SCENKĘ MIAŁAM PRZED MYMI OCZYMA, Z KTÓRYCH JEDNO Z WADĄ.
    To było jednocześnie dobre i złe - dobrze napisane, ale szargające serduszko i wywołujące łzy :')
    Gitara, która go uspokaja. Wiesz, czego mi tu zabrakło do wypełnienia tej sceny? Dokładniejszego opisu jego twarzy i wklejenia imienia Luny. Tak, Luna lekiem na całe zło świata wg Rossa.
    Ratliff taki słodki, uwielbiam jego postać na blogach.
    Jedno jeszcze 'ale' - GDZIE. JEST. RIKER.
    Ja wiem, że ciężko jest znaleźć klucz do mojej piwnicy, ale wystarczyło poprosić :')
    Wracam znowu do Rossa, bo, szkurna, intryguje mnie. Co mu jest? CO MU JEST? I dlaczego w mojej głowie nagle jakiś głosik śpiewa "A Gie El E Te, wie to każdy!" ?

    Nie, ten blog nie jest beznadziejny. Idź się wypierz, potem pogadamy.

    JESTEM U CIEBIE W NOTCE, HELL YEAH. CCCC: Statkiem zakołysało. Mało tego - jestem twoją inspiracją. :''''''''''') Wzruszyłaś mnie.
    - MARTYNO, SŁYSZYSZ/CZYTASZ TO? Uważaj, bo cię doganiam c: -

    Pieprzyć, że to chyba mój dotychczas najdłuższy komentarz. Jebuabym jeszcze gifa na koniec, ale blogger nie daje takiej możliwości. A powinien, don't u think?

    OdpowiedzUsuń
  4. kurcze, muszę w końcu nadrobić dwa rozdziały, nie wiem, czemu nie udało mi się zaobserwować twojego bloga. kurcze, wpisuję adres do bloggera, a on sobie bezczelnie olewa twoje opowiadanie.
    Nigdy nie myśl, że twój blog jest do dupy. To zgubne myślenie, a jednak są ludzie, którzy czytają twoje opowaidanie i niecierpliwie wyczekują na rozdział.
    Okay...
    Chciałam przeczytać szóstkę i siódemkę.
    Ale potem przypomniałam sobie, że zaraz wyjeżdżam na całe życie i muszę spakować klamoty. Tak, jestem studentką od dwóch dni - odkąd odebrałam legitymację, podpisałam umowę i uczestniczyłam w immatrykulacji (tak bardzo mądre słowo). Ale czuję się licealistką, dopiero zdałam maturę i naprawdę nadal nie mam pojęcia o prawdziwym życiu, które dopiero zacznę.
    Nie mam w mieszkaniu internetu na razie, więc nie pozwij mnie za to, że skopiuję sobie twoje rozdziały do worda, przeczytam, a jak zdobędę internety (ewentualnie skończę z laptopem w macu) to skomentuję.
    Dziękuję za cudowny komentarz na moim blogu. Kocham cię za sam fakt, że czytasz moje opowiadanie - też mam wrażenie, że momentami nie ma sensu i jest do kitu, ale cóż, dzięki tobie nie brakuje mi ochoty, by je dalej pisać.
    Dobraaa, przechodzę do pakowania się, kocham i przeczytam, obiecuję!
    Nessy. areyoumineff.blogspot.com @NessyPL

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że moje słowo pt. Czytam wystarczy, aby wytłumaczyć ci, że twój blog wymiata !

    OdpowiedzUsuń
  6. CO Z TYM ROSSEM?! dziewczyno, czytam sobie na lajciku, uśmiecham się znów pod nosem, a tu taka końcówka. miałam ochotę wziąć i go przytulić.
    blog absolutnie nie jest do dupy, pisz dalej, bo ciekawość rozsadzi mnie od środka ;p
    czekam z niecierpliwością na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie jest do dupy i nie jest banalna i przestań tak gadać bo pojade do tej Ameryki i Ci skopie dupeeee haha. Mam nadzieje,ze nic jej nie bedzie laczyc z tym T. ale pewnie bedzie no nic. Pod koniec rozdzialu mialam lzy w oczach ;xxx nie wiem co pisac bo wgl ja nigdy nie pisze dlugich komentow bo nie umiem i przepraszam,ze sa takie beznadziejne ahhahah xooxoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. ano i jak Fee narzeka na Ameryke to tak naprawde Ty narzekasz no nie hahahahah ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Wreszcie Yeaew ma dostęp do komputera. A skoro go ma - komentuje.
    Przyznam, że słyszałam o twoim blogu i już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, czy by nie przeczytać. Twój komentarz u mnie zmotywował moją osobę do zrobienia tego.
    Więc zrobiłam. I nie żałuję.
    Przeczytałam wszystko prawie bez przerwy - chłonęłam te rozdziały jak jakaś gąbka. Wiesz dlaczego? Bo poniekąd zachwycił mnie twój styl pisania. Jest taki... niespotykany, lekki. Taki... pozytywnie prosty. Kurczę, sama chciałabym tak pisać!
    Kolejna rzecz, która mi się bardzo, bardzo spodobała - akapity. Na 99,9% blogów ich NIE MA. Bo same "entery" to jednak nie akapity. Tylko... entery. Wielki plus ode mnie.
    Idźmy dalej. Fabuła - rewelacja. Bohaterowie - również. Nawet sama Fee, jako Polka, nie jest... taka sztuczna. W sensie, że przyjeżdża do Ameryki, mówi super ekstra po angielsku znikąd. Poznaje R5 i big love story. No nie.
    Bardzo mi się podoba twoja wersja Ella i Rossa. Wykreowałaś ich na normalnych ludzi (no... może poza tym drugim), a nie na bożków, którzy są idealni i zawsze im się włosy układają.
    A co do rozdziału; mówiąc krótko: świetny.
    " - Witam państwa – rzekłam wkładając na moją twarz wyjściowy uśmiech. Pojawiła się we mnie energia, która często pomagała mi wygrać niejeden szkolny casting. – Nazywam się Sophia. Sophia Anikiewicz. Kim jestem? Jestem polką, której największą ambicją było wyuczenie się amerykańskiego akcentu." - Zdecydowanie mój ulubiony fragment (tylko taka mała uwaga: Polka - wielką literą. No chyba, że to taniec). Po prostu uwielbiam ten wycinek. Naprawdę.
    Błędami zajęła się Sparrow, więc... to chyba tyle z mojej strony. Zmykam dodać twój blog do "Czytanych" - twój blog już dawno powinien się tam znaleźć.
    Pozdrawiam i weny życzę!
    Yeaew z R5ff

    OdpowiedzUsuń
  10. O. Mój. Boże! Szkoła niszczy mi życie! Przez nią nie miałam w ogóle czasu w tygodniu, a tu zdarzyło się coś takiego! Rika dodała nowy rozdział! I czuję się zobowiązana by powiedzieć Ci, że to jeden z najlepszych blogów o R5 jakie istnieją, istniały i będą istnieć. Blog jest bardziej o Rossie niż o całym zespole, ale wszystko jest idealnie wyważone. Niczego nie jest za dużo ani za mało, nie jest za słodko a żadna postać (zazwyczaj jest nią Ross) nie jest na siłę Bad Boyem.
    Fabuła jest cudowna. Jest zabawnie, trochę tajemniczo, nawet czasem czuję grozę. Nie jest to jak w większości blogów "wielkie Rossowe love story". TO co tu stworzyłaś jest znacznie lepsze. Jesteś moim medium i moją inspiracją. Jak przeczytałam pierwszy komentarz od ciebie na moim blogu, to przez tydzień "jarałam się jak pochodnia", bo taka genialna R5ers w ogóle kliknęła w link z moimi wypocinami. Piszesz cudownie. I mówię to całkowicie szczerze. Nie mam w zwyczaju kłamać w moich opiniach. Gdyby mi się nie podobało, to zwyczajnie nie napisałabym nic. A tu proszę. Piszesz idealnie. Bardzo mało blogów mi się podoba, ale Twój stanowi jeden z niewielu wyjątków. Te opisy relacji międzyludzkich, te myśli Fee gdy siedziała z pijanym Rossem. To wszystko jest mądre i no cóż nie umiem tego inaczej wyrazić, świetne. Bardzo dużo czytam i mam duże wymagania literackie, a ty je spełniasz! Zazwyczaj nie lubię amatorskich opowiadań (no może poza moim) a tu BOOM! Coś wspaniałego. Raz czuję ciepło w środku, np. Jak Ross wysłał Fee tego SMS'a, że nie chce jej tylko fizycznie (perfect), raz nie mogę przestać się uśmiechać, raz prawie się popłakałam! To jedyny blog o R5, który wyzwolił u mnie takie emocje! A to tylko 7 rozdziałów! Dziewczyno, nie jesteś do dupy! Jesteś moją idolką! Uwielbiam cię!
    I prosze, niech Ross powie Fee co się dzieje. Powinna wiedzieć. Przecież niedługo kończy się to półtora miesiąca pobytu w NY i pewnie wrócą do LA, a to pewnie nie jest rozmowa na telefon. Poza tym ja już dłużej nie wytrzymam tej niepewności.
    A czy Ross i Fee będą razem? A Ell? Będzie z Rydel, czy może Elanor, bo mam wrażenie że coś między nimi jest.
    Proszę nie trzymaj mnie tak długo w niepewności. Pisz szybko następny i nie zmieniaj się, bo jesteś wspaniała łącznie z blogiem fabułą i wszystkim. Mam nadzieję, że nie będziesz miała już takich "chwili słabości".
    Czekam na next i pozdrawiam.
    r5-sny-nie-spelnione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. czekam aż wyjaśnisz wreszcie sprawę Rossa! <3 mogę się tylko domyślać, o co chodzi.... :<
    Fee jest taka ambitna haha, mi się odechciewa studiów po pierwszym tygodniu haha. za mało snu, za dużo matmy i jeszcze ten stres. Rozumiem rolę Białka za to <3. Chyba wezmę przykład z Fee i też sobie wezmę przytulankę do Gdańska.
    Co do rozdziału to wyłapałam parę błędów, ale już nie pamiętam, poza tym chyba nie mnie to oceniać, humanistka ze mnie żadna, wolę liczyć deltę, #politechnika. Jest naprawdę dobrze, jeśli o to chodzi.
    Jestem wymęczona okrutnie... Nie mam weny, by cokolwiek napisać nawet :// a już nie wspomnę o moim ff, które stoi całkowicie w miejscu. Zapomniałam, co miało być dalej....
    Smuteczki.
    Nessy/ areyoumineff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak na pierwszy rzut oka twój blog nie jest do dupy. Podoba mi się :)
    Czyta się to płynnie ( chciałabym tak ładnie pisać ) Hmm coś jeszcze? Chyba nie ;p To będę czekać na następny rozdział i mam nadzieję że pozytywniej podejdziesz do swojego bloga :)

    Zapraszam do mnie : friend-or-lover-r5story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam! Jak obiecałam, jestem :) Na wstępie muszę Cię ostrzec, że moje komentarze bardzo często wychodzą chaotyczne i nie na temat. Więc jeśli będziesz miała jakikolwiek problem ze zrozumieniem go, daj znać :)

    Chociaż dodałaś dopiero 7 rozdziałów i jeszcze wiele może się zdarzyć, już teraz jestem całkowicie zakochana w tej historii; chociaż z drugiej strony, nie czytałam wiele blogów z R5, więc nawet nie mam za bardzo do czego go porównać. Jednak z tymi, co miałam przyjemność się zapoznać, każdy z nich jest wyjątkowy, z niebanalną historią. Także Twój też zalicza się do tego. Na samym początku sądziłam, że Fee jest Amerykanką, jednakże fakt, że jest Polką dodaje jej dziwnego uroku (sama nie wiem czemu. Nie umiem tego wyjaśnić, ale tak po prostu jest). Jej relacja z Rossem jest cholernie pokręcona. Z jednej strony są dla siebie mili jak aniołki, a w następnej chłopakowi coś odbija i staje się rozjuszonym bykiem, gotowym staranować każdego, kto stanie mu na drodze. Przy okazji, szaleje podoba mi się fakt, że coś skrywa. Nie jest takim słodkim i uroczym chłopcem, bez problemów i z głową w chmurach. Bardzo, ale to bardzo fajny jest kontakt Fee z Rattlifem. Za każdym razem jak czytam z nimi jakąś scenę, szczerzę się jak nienormalna. Podobają mi się! Więcej ich proszę :) Co jeszcze...? A! Dobrze, że Fee nie ma bajkowego życia w USA. Pokazujesz jakie są realia, z których wiele z nas nie zdaje sobie sprawy. Jak niektórych studentów zza granicy ogranicza wiza, nie pozwalając chociażby zdobyć pracy poza kampusem. Bardzo fajnie, że Fee dostała szanse i może udać się jej zagrać w sztuce. Obu dała radę i przeszła wszystkie etapy. Czy coś pominęłam? O błędach nie będę wspominać, bo popełnia je każdy, więc jeśli gdzieś Tobie się on prześliznął, to nic nie szkodzi. Nie jesteśmy, w końcu, nie omylni :)

    Życzę Ci ogromnej dawki weny, a przede wszystkim czasu na pisanie i wiary w siebie, ponieważ piszesz naprawdę dobrze :)

    Pozdrawiam, matrioszkaa! xx

    Ps. Pisałam Ci to już pod 1 rozdziałem, ale może powinnam napisać też tutaj. Przez pomyłkę usunęłam Twój komentarz u siebie. Nie chciałam usunąć odpowiedzi, ale to co Ty sama usunęłaś. Skąd mogłam wiedzieć, że skasuje wszystko? :( Nawet nie karzę/marzę/myślę, że ponownie skomentujesz rozdział :) Chciałam tylko byś wiedziała, co się dokładnie stało i nie pomyślała, że usunęłam celowo, obrażając się czy coś :)

    A, zapomniałam! Podoba mi się to zdjęcia Rossa, które masz w grafice. Jest cuuuuudowne!^^

    Buźka! :*

    OdpowiedzUsuń
  14. No i, kurcze, gdzie next? :c

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak myslalam, ze ma jakies napady mam nadzieje, że ciekawie poprowadzisz jego historię bo jestem ciekawa i chcę więcej 😁 lece czytać dalej

    OdpowiedzUsuń