poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział piąty.

Od koncertu minęły dwa dni. Prawie całe spędziłam z Ellingtonem, Rydel i Rikerem. Oni odbierali mnie z uczelni, a ja prowadzałam ich po całym Nowym Yorku pokazując widoki, które urzekły mnie tu najbardziej. Przyjemne zacisze w central parku, wieżowiec na jednej z patologicznych ulic z którego widzisz połowę miasta oraz wiele innych, choć niezauważalnych przez ludzi miejsc. Niekiedy ich buzie szeroko się otwierały, a oczy wyrażały podziw i zdziwienie. Chyba nie wyobrażali sobie, że w biznesowej stolicy USA można zobaczyć takie rzeczy i poczuć się prawie jak w raju. Nie na tłocznych ulicach, ale między cichymi, starymi i bardzo klimatycznymi blokami gdzie życie płynie wolniej.
,,Jak to znalazłaś’’ pytali mnie niekiedy, a ja z uśmiechem powiadałam tylko ,,Staram się zauważać rzeczy niewidzialne’’.
                Gdy odprowadzałam ich we wtorek wieczorem do apartamentu wybiegła z niego Alexa. Uniosłam wzrok i ujrzałam zdenerwowanego Rocky’ego patrzącego przez szybę. Od razu pobiegłam za blondynką podczas gdy reszta poszła porozmawiać z szatynem. Poźniej dowiedziałam się, że misja nieudana, gdyż ten nie powiedział do nich nic oprócz ,,wyjdźcie’’.
Dogoniłam Alexę przy stacji metra. Szybko zbiegała po schodach. Ledwo udało mi się chwycić jej rękę przez barierki. Skierowała na mnie swoje duże, zaszklone oczy. Make up który zapewne pół godziny temu był perfekcyjny, szpecił jej twarz. Chociaż? Może źle to ujęłam. To nie było szpecące, ale smutne. Wyraziste. Ból, który był w niej został ukazany za pomocą czarnych smug. Ból i smutek nie szpecą… Nie wyglądamy przez nie szczęśliwie i wesoło, ale czy od razu oznacza, że wyglądamy wtedy szpetnie? Nie… Chyba wyglądamy prawdziwie. Bo prawdziwe życie takie właśnie jest-pełne cierpienia. To od nas zależy, co nazywamy pięknem. Przecież nie zawsze uśmiech musi być piękny. Czasem może być to rozmazany makijaż, dzięki któremu nie popełnimy więcej tego samego błędu. Piękne jest to, że cierpimy walcząc o najlepszą rzecz, którą możemy mieć. O miłość.
- Co się stało? – zapytałam z troską nadal trzymając jej gorącą dłoń.
- Ross… On mnie uderzył – rzekła, a ja otworzyłam szeroko oczy. Nie myślałam, że jest zdolny do bicia kobiety. Wiedziałam jednak, że nie to jest powodem jej smutku. Zaczęłyśmy kierować się w stronę najbliższej ławki, a dziewczyna kontynuowała – Ale to nic. Wiem, dlaczego Ross to zrobił. Nie jestem na niego zła. Jestem zła na Rocky’ego. Zachował się jak dupek.
- Rocky? Chyba Ross! Jak mógł to zrobić?
-Oj, Fee. Ty nie rozumiesz. Nie znasz Rossa… Nie znasz jego największej tajemnicy. Ja go rozumiem, nie winię, nie oceniam. To nie on mnie uderzył, tylko…- urwała. – I tak za dużo już powiedziałam. Jeżeli chcesz wiedzieć powinnaś z nim porozmawiać.
Oczywiście, że chcę wiedzieć pomyślałam.
- To teraz nie ważne. Czemu płaczesz, skoro nie przez Rossa?
- Rocky bardzo się wściekł. Nazwyzywał swojego brata od najgorszych. Śmieci, niepotrzebnych nikomu odpadków. Gdy mu powiedziałam, by przestał to przeszło też na mnie. Wiem, że to tylko słowa, ale naprawdę mówił o mnie złe rzeczy. O Rossie zresztą też. Bardzo mnie to zabolało. Chyba mam po prostu gorszy dzień. Czasem nie potrafię sobie poradzić z takimi głupotami… Kiedy indziej przywołałabym go do porządku, ale dzisiaj nie mam siły. - powedziała, spuszczając głowę.
            Widziałam, że ta wypowiedź ją wyczerpała. Nie oczekiwałam niczego więcej. Otuliłam ją ramieniem. Czułyśmy się bezpiecznie w swoim towarzystwie. Bez słów. Doskonale rozumiałam prawie wszystko. Sama niekiedy miałam momenty, gdy puste słowa czy przypadkowe gesty sprawiały mi wielki ból.  Nie wiedziałam tylko jednego. O co chodzi z Rossem?

- Halo, Fee? – usłyszałam w słuchawce, którą dopiero co podniosłam. Zerknęłam jeszcze na zegarek. 8.00. Cholera, mogłam pospać godzinę dłużej pomyślałam, gdyż zajęcia zaczynały się o jedenastej.
- Owszem.
- O! To dobrze, już się bałam, że zmieniłaś numer. Tu Kathrine. Razem z Karoline będziemy dzisiaj wieczorem w Nowym Yorku. Może zechciałabyś wyskoczyć z nami na miasto?
- No jasne! Matko, jak my się dawno nie widziałyśmy. To co, za dwie godziny przy Baker Street, dobra? Znam tam całkiem przyjemny, tani lokalik.
- Do zobaczenia. – powiedziała moja rozmówczyni, po czym rozłączyła się. Obydwie dziewczyny z którymi miałam się dzisiaj spotkać poznałam dwa lata temu. Są siostrami i to właśnie one i ich rodzice byli moją, tak zwaną, host rodziną gdy byłam na uczniowskiej wymianie w Ameryce przez jedenaście miesięcy. Wyjeżdżając z Polski miałam szesnaście lat. Już wtedy żyłam marzeniami o wielkim świecie i o mieszkaniu w wyśnionych Stanach Zjednoczonych. Przyjeżdzając miałam jednak nadzieję, że nie spodoba mi się aż tak i będę z przyjemnością wracała do kraju i bliskich. Do bliskich wróciłam z przyjemnością, do kraju jednak nie. Kathrina i Karoline wiele mnie nauczyły i bardzo mi pomagały. Przyjemnie było mieć w domu rówieśniczki, które rozumieją twoje potrzeby. Do dzisiaj utrzymuję z nimi kontakt, choć głównie mailowy, gdyż one mieszkają w Portland. Oczywiście, widujemy się zawsze, gdy mamy okazję. Niestety, właśnie uświadomiłam sobie, że przez ostatnie dwa tygodnie w ogóle z nimi nie rozmawiałam. Dość dużo się działo.
O dziewiętnastej spotkałam się z nimi na Baker Street. Dziewczyny opowiadały mi, że w Nowym Yorku chwilowo. Chcą otworzyć tutaj oddział swojego biura podróżniczego i szukają odpowiedniego lokalu. Kathrina i Karoline w wieku zaledwie dziewiętnastu lat mają dobrze prosperującą firmę. Nie wiem jak im się to udało. Obydwie studiują turystykę, aczkolwiek już teraz biegle znają angielski, hiszpański oraz francuski. Na poziomie podstawowym równię polski-i tu mogę się poszczycić-dzięki mnie!
Weszłyśmy do małego i bardzo klimatycznego baru, w którym byłam już trzy czy cztery razy. Można było tam coś zjeść, a do tego kupić sobie piwo czy lampkę wina. Większość jednak wybierała piwo, bo szczerze mówiąc był to lokal na takim poziomie. Wino nie wyglądało dobrze. Przerost formy nad treścią. A jednak, knajpka miała pewien urok i choć z jednej strony była meliną, z drugiej przyciągała nie tylko ulicznych pijaczków.
Usiadłyśmy przy jednym ze stolików blisko sceny, na której często występowali komicy lub niedoświadczeni grajkowie. Po drugiej stronie pomieszczenia wzdłuż ściany, przy wejściu, ciągnęła się długa, czarna lada. Barman wydawał drinki osobom, które przy niej siedziały.
 Chwilę później podszedł do nas wysoki, ciemnowłosy kelner. Miał około dwudziestudwóch lat więc zapewnie był dorabiającym studentem. Szczęściarz. Może pracować. Pieprzone wizy. przeszło mi przez głowę.
- Czym mogę służyć – powiedział. Zdecydowanie nie było to zdanie pytające.
- Trzy piwa poprosimy – odrzekłam, po czym mężczyzna odszedł bez słowa – No to dziewczyny, jak tam studia? Dają w kość?
Rozmawiałyśmy bardzo dużo. O sprawach sercowych Karoline, których w sumie nie miała, choć bardzo chciała. Dobre pół godziny poświęciłyśmy również na gnojenie chłopaka Kathrine, którego ta z niezrozumiałych powodów nadal broniła. Precley-bo tak miał na imię-zdradził ją dwukrotnie, po czym przyszedł z kwiatami, a ta nawinie wybaczyła. Dwukrotnie! Sama nie wiem, czy kochała go, czy po prostu zbyt przyzwyczaiła się do rutyny i nie chciała zostać sama.
Jak to kobiety, poruszałyśmy różnorakie  tematy. Od nauki, poprzez mężczyzn na dobrych powieściach kończąc. W pewnym jednak momencie moją uwagę przykuł blondyn siedzący przy barze. Bardzo głośno krzyknął, że chce jeszcze jedno piwo, choć trudno było go zrozumieć. Niesamowicie się jąkał. Widziałam jednak, że barman odmawia mu ruchem głowy. Te włosy, jak również postura ciała wydawała mi się dziwnie znajoma. Po chwili klient znowu rzekł, a nawet prawie krzyknął, że chce się napić i wtedy byłam już pewna. To ten palant, Ross.
- Dziewczyny, przepraszam was. Niestety muszę się już zwinąć, bo właśnie zobaczyłam mojego kolegę przy barze mocno upitego. Chyba zabiorę go do domu, dopóki nic nie odwalił. Zobaczymy się jutro dobrze? – rzekłam podnosząc swoją torebkę i całując je w policzek. Nie kryły zdziwienia, ale na szczęście o nic nie pytały.
- Jasne. Pa.
Kolegę? Mojego kolegę? Tak się teraz mówi na osoby, które działają ci na nerwy?
- Chodź, idziemy. – powiedziałam do blondyna biorąc go pod rękę.
- Żadnego cześć… Ani niiiic… Co ty… Gdzie ty mnie bierzesz – mamrotał.
- Do mnie do domu. Chociaż sama nie wiem dlaczego.
Wyszłam z nim z baru ignorując to co do mnie mówił. W sumie, nie jestem pewna czy mówił do mnie, czy szeptał coś sobie pod nosem. Trudno stwierdzić. Byłam jednak pewna, że mocno przekroczył akceptowany przez jego organizm poziom alkoholu. Stojąc na ulicy ruchem ręki przywołałam taksówkę. Dopiero gdy się w niej znaleźliśmy poczułam, jak blondyn okropnie śmierdzi wódką i piwem. Na ulicy było świeże powietrze, tutaj jednak, w tym malutkim samochodzie, zapach był odrażający.
- Porposzę na Crozby Street. Przepraszam, mogłby pan uchylić okna? – poprosiłam taksówkarza.
- Oczywiście panienko.
Po dziesięciu minutach byliśmy na docelowej ulicy. Wręczyłam przewoźnikowi parę banknotów i wyciągnęłam Rossa z samochodu. Dosłownie. Prawie jak worek kartofli. Jedynym plusem było to, że nie czułam już tak bardzo tego smrodu. Pomimo otwartych okien, w taksówce nadal było nieprzyjemnie. Tu, na świeżym powietrzu, dużo łatwiej się oddychało. Za to teraz musiałam praktycznie nieść blondyna, gdyż minimum siedemdziesiąt procent ciężaru swojego ciała opierał na mnie.
Ledwo weszliśmy na górę, a raczej ledwo go tam wniosłam, a Ross od razu upadł na kanapę. Już miałam otwierać moją atrapo-szafę i ścielić łózko, gdy ten zaczął coś do mnie mówić.
- Usiądz koło mnie, proszę.
- Rozwaliłeś się na całej kanapie. Będzie ciężko.
- Posunę się – mówił już dużo wyraźniej, albo po prostu się przyzwyczaiłam. Miałam mimo to wrażenie, że powoli trzeźwieje. Podniósł się na rękach, choć nogi nadal leżały na pozostałej części kanapy. Usiadłam w rogu a wtedy ten położył swoją głowę na moich kolanach.
- Przepraszam – wyszeptał.
Gdy zobaczyłam go w barze czułam jak bardzo go nienawidzę. Za to, że jest taki nieodpowiedzialny, nie docenia ludzi i tego co ma. Za to jaki jest. Za to, że dałam mu jasno do zrozumienia, że mu wybaczyłam, że zapomniałam. A on nie zrobił nic! Nienawidziłam go, a jednak coś nie pozwalało mi go zostawić. To było ledwo zauważalne uczucie lecz teraz rosło z każdą sekundą przyćmiewając złe emocje. Nie wiem skąd to uczucie się w ogóle wzięło. Prawie go nie znam! A jak już, to tylko do złej strony.
- Przepraszam – powtórzył, a wtedy wiedziałam już, że to przed chwilą małe uczucie urosło do rozmiarów Mount Everest. Dlaczego? Co z tobą nie tak Sophia? 
- Co się stało? – zapytałam zaczynając bawić się jego włosami. Co z tobą nie tak? skarciłam się ponownie. Były takie miękkie i delikatne. Chyba bardzo o nie dbał. Z jednej strony czułam, że nie powinnam tego robić, a z drugiej miałam wrażenie, że leży mi na kolanach dziecko, które potrzebuje ciepła i pieszczot. Odebranie mu tego byłoby okropne.
- Nie radzę sobie Fee – mówił. Choć nie był zwrócony w moją stronę widziałam, że zamknął oczy z wyrazem bezsilności i zawodu na twarzy. – Jestem okropny. Zresztą rozmawiałaś z Alexą. Powiedziała ci już, że jestem inny. Taki głupi.
- Rossy, nie jesteś głupi. Może czasem – uśmiechnęłam się, a kąciki jego ust lekko się uniosły.- A Alexa nic mi nie powiedziała. Powiedziała, że ty powinieneś to zrobić, jeżeli chcesz – rzekłam najbardziej delikatnym głosem, na jaki było mnie stać. Moja ręka teraz nie bawiła się tylko jego włosami. Niekiedy przejeżdżałam mu też palcem po plecach i barkach czując, jak przez jego ciało przebiega dreszcz.
- Fee, chciałbym ci powiedzieć, wiesz? Powiem ci dlaczego byłem takim dupkiem. Nie jestem nim– mówił bardzo przejęty, choć widziałam, że każde słowo dużo go kosztuje.
- Jasne, jutro wszystko mi opowiesz, hm? – zapytałam znowu zatapiając palce w jego włosach. Mój głos przez cały czas był delikatny i troskliwy, aczkolwiek nie przekraczałam granicy dobrego smaku. Nigdy nie lubiłam ludzi zbyt miłych.
- Dobrze… - powiedział, a parę sekund potem usnął. Nie myślałam. Robiłam to, co czułam. Nie odeszłam. Sedziałam tak, nadal go dotykając. Nie chciałam go puszczać, wolałam mieć przy sobie. Po jakim czasie było mi już bardzo niewygodnie. Choć bardzo tego nie chciałam zdjęłam jego głowę ze swoich kolan i poszłam przygotować łóżko. Gdy było już pościelone zaczęłam budzić blondyna. Wiedziałam, że nie dam rady go przenieść i musi sam się doczłapać. Gdyby spędził tę noc na kanapie, prawdopodobnie nazajutrz nie mógłby się ruszyć z powodu bólu kręgosłupa. Wiem z autopsji.
Położył się na mojej atrapo-szafie i ponownie usnął. Nawet się w sumie dobrze nie przebudził, gdyż odległość, która dzieli kanapę od łózka to jakieś dwa metry.

Wyglądał jak dziecko. Takie zagubione dziecko. Poszłam do łazienki, by szybko umyć twarz i zęby. Przebrałam się również w piżamę, po czym od razu wróciłam do Rossa. Patrząc na jego twarz myślałam o tym, co się dzisiaj wydarzyło. Pytałam samą siebie, czy dzisiejszy wieczór coś zmienił. Czy jutro będziemy udawać, jakby nic się nie stało? Nie będziemy się znowu lubić? Do czasu, gdy straciłam świadomość w głowie miałam jedno pytanie ,,Co jest z nim nie tak? Czego ja nie wiem?’’. Tak bardzo starałam się zauważać małe rzeczy. Ale wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że nie wiem o ogromnej rzeczy!


OKEJ! WAŻNA NOTKA!
Więc dwie sprawy.
1. Kathrine i Karoline, Sophia poznała na wymianie. Nie miałam pomysłu, a że sama teraz na takowej jestem to tak to rozegrałam. Czasem chcę przelać swoje pokręcone myśli na myśli Fee, co jest oczywiste, więc niekiedy znajduje się ona w sytuacjach podobnych do moich. Na ogół jednak, nie jesteśmy podobne. Tłumaczę się, bo moglibyście pomyśleć, że myśli Sophie, wszystkie co do cna, to moje myśli. To nieprawda. Nie utożsamiajcie mnie z nią proszę. Piszę o tym, bo wiem, że wiele dziewczynw fanfickach tak naprawdę opisuje prawie że siebie. Nie jestem jedną z nich.
2. Poświęcam duż czasu na to opowiadanie. Staram się. Zostało mi 6h snu. Godzine temu powiedziałam sobie ''kładę się'', ale tego nie zrobiłam. Chciałam poprawić rozdział i go wstawić. Był napisany już jakiś czas temu. Bardzo mi przykro, gdy go nie komentujecie. Tym bardziej, że poświęcam dużo czasu na Wasze blogi. Czytam je i obdarowuję naprawdę długimi komentarzami. Nie oczekuję, że w zamian będziecie wiernymi czytelnikami mojego opowiadania. Ale nie ukrywam, że mam nadzieję, że przeczytacie chociaż pierwszy rozdział. Tymczasem gówno. Większość nie czyta nawet pierwszego akapitu i jest mi przykro z racji czasu, który ja poświęcam Wam.
Dziękuję Rebece, Zwariowanej Alex, Paulinie Klimczuk i YouLightUpMyWorld. Gdyby nie wy, możliwe, że tego rozdziału bym nie wstawiła i zawiesiła bloga. Dzięki dziewczyny.
Pozdrawiam:)

14 komentarzy:

  1. Pisze drugi raz bo chyba sie nie dodal pierwszy komentarz ugh. Na poczatku myslalam,ze weim co z Rossem ale teraz z biegiem dalszego czytania jestem w kropce, strasznie mnie to ciekawi ojaa. Ten fragment " O sprawach sercowych Karoline, których w sumie nie miała, choć bardzo chciała." mnie rozbawił bo to tak troche jakby o mnie hahahaha, no a wracajac do głownego wątku to mam nadzieje,ze jak on sie obudzi u niej nazajutrz to nie bedzie niemily, znajac zycie pewnie jeszcze jej nie powie o co kaman z tym wszystkim ale mam nadzieje,ze sie dogadaja wstepnie bo juz widze,ze Fee sie zakochuje powoli, zreszta szczerze to wcale jej sie nie dziwie, no bo czaisz trzymac sie z takim Rossem i jego rodzenstwem omg afjoafnoangioeig haha :D a co do notki to ani mi sie waż zawieszac ten fanfic bo jest cudowny! buziakiiii xoxoxo

    PS : mozesz czuc sie zaszczycona bo ja nie umiem za bardzo pisac dlugich komentarzy ale dla Ciebie specjalnie sie staram haha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaaaa! O Boże! Dodałaś rozdział! Kocham Cię <5
    Btw, dziękuję Ci kochana za te wszystkie komentarze na Mystery, które zmotywowały mnie do napisania rozdziału :******
    Szkoda, że nie umiem pisać takich motywujących komentarzy jak Ty.
    W każdym razie:
    Słowa nie są w stanie opisać tego, co myślę o Twoim blogu. Masz dopiero pięć rozdziałów, ale ja już się uzależniłam. To jeden z moich ulubionych blogów. Po prostu masz talent nie z tej ziemi <5
    Co jeszcze mogę powiedzieć? Nie masz za co dziękować, bo komentowanie takiego bloga to czysta przyjemność :)
    Aha! Wiem, co miałam napisać! Napisz książkę i ją wydaj :D
    Już to pewnie mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz: Kocham Twoje opisy <55555
    Czekam na next
    xoxo
    ~Bekuś~

    OdpowiedzUsuń
  3. Po odkryciu jednego z twoich komentarzy na innym blogu, na końcu zauważyłam link - uwielbiam czytać wszystkie fanfiction, jak i inne internetowe opowiadania, więc oczywiście nie mogłam się powstrzymać, żeby nie kliknąć i tutaj. Dzisiejszego ranka przeczytałam wszystkie rozdziały po czym zauważyłam, że wcześniej już skomentowałaś mojego bloga i go czytasz. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam!
    Uważam, że świetnie piszesz, bardzo naturalnie, i że tak jak ja wpadłaś w zasadzkę tworzenia postaci fikcyjnych. Taaak, przekazywanie swoich myśli dla postaci w opowiadaniu to zdecydowanie ogromny ubaw.
    Nie martw się małą ilością komentarzy, z czasem ich na pewno przybędzie, tym bardziej, że (tak jak u mnie) ten blog dopiero się zaczyna. Uwierz, z doświadczenia wiem, że musiałabyś nie stawiać kropek, dużych liter i przecinków, żeby ludzie nie czytali tego, co piszesz (gimbusi czytają dosłownie wszystko, byleby coś było ._.).
    Tradycyjnie czekam na następny rozdział i dziękuję za komentarz u mnie. c:

    ~Martynu


    PS. Usuń obrazkową weryfikacje komentarzy, to trochę uciążliwe przy komentowaniu ;p Wszystko jest w ustawieniach, poszperaj trochę, jak coś to napisz. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No pacz, a obiecałam sobie iść spać...
    Jednak gdy Ratliff powiedziała, że czyta tego bloga, musiałam zaglądnąć i, kurczę, nie żałuję c:

    Pierwszy rozdzial mnie nie zaskoczył (gdybyś czytala mojego poprzedniego bloga, wiedziałabyś dlaczego xD ), za to urzekły mnie już na starcie długości rozdziałów.

    Przede wszystkim SPÓŹNIONE HEPI BIRFDAJ CC: !

    Co dalej... NY nie jest stolicą USA xD (jakież było moje zdziwienie w 1gim...)

    -pisze na fonie na qwerty, so... przepraszam z góry za błędy xD -

    Zwracaj większą uwagę na int., ort. i styl. To doda opowiadaniu kolejnych punktów :)

    Co do samego story...
    Podoba mi się. Nie zapominasz o reszcie R5 (na razie ^^), pamiętasz, co pisałaś w poprzednim rozdziale (again: na razie xD), piszesz z sensem.
    Dialogi: za mało opisów typu 'szepnął, powiedział, zaśmiał się, burknął' lub zastępujących je zdań, których sama czesto używam :3
    Jest dobrze, zapewne będzie lepiej, tak to jakos jest, że blogger sie rozkręca po 8-10 rozdziale.c:

    Teraz mogę przejść do bieżących spraw.
    Ykhym

    ROSS, TY SUKINSYNU. BIĆ KOBIETY?!
    Aedfhldkfhlvgsxdculvkjfsi.
    Kurde noooo, ciekawa jestem tej tajemnicy.
    I nexta, w którym - zgaduję - Rosdy ogarnie dupę i swierdzi, że bredził, a Fee ma w dupie. Ot, logika...
    ALE TO SO BLOGI, TEGO.NIE OGARNIESZ CCC:
    Piękne jest pisać bloga, znać przyszłość swoich bohaterów i czytać - z zacieszem na ryjcu - protesty w komentarzach, pidczas gdy ty wiesz, co chcesz pisać i te protesty mogą jedynie złagodzić linię strzału lub zmniejsxyć nabój :')

    Naczytałam się sporo swoich nekrologów na poprzednim blogu, so... XDDDDD

    No nic. Chyba wszystko.
    Jak nie to pod nextem cię shejtujem. C:

    BRANOC, PIESA KREW C:
    RANO WOS CCC:

    / r5-stories-by-auslly.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, przecież ja wiem, że NY nie jest stolicą USA. Kurde, jestem taka głupia. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że tak napisałam!
      DZIĘKUJĘ za komentarz i poprawienie mojej głupoty.

      Usuń
  5. Świetny rozdział :) Czytam regularnie, ale niestety nie zawsze pamiętam o skomentowaniu :/ Naprawdę czekam z niecierpliwością na dalszą część :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział!!! Mam nadzieję, że jak Ross się obudzi to oowie wszystko Sophie i nie będzie niemiły tylko się dogadają :) Chyba Fee coraz bardziej zmienia zdanie w stosunku do Rossa (oczywiście na pozytywne) Oby od teraz było między nimi dobrze.
    Ja czytam twojego bloga regularnie prawie codziennie wchodzę, aby sprawdzić czy nie ma nexta, no chyba, że niestety nie mam czasu :/ Tylko tak samo, jak pewnie niektórzy z czytelników twojego opowiadania, czasem zapominam komentować. W każdym razie cierpliwie czekam na next :) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział! Świetnie piszesz i masz fajne i ciekawe pomysły. Ross jest taki słodki awwww...<3 Mam nadzieję że Rossy powie wszystko Fee.
    Z nieccierpliwością czekam na nexta. Wsztawiaj szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No. Wreszcie przeczytałam wszystkie rozdziały.
    Koocham, kocham i jeszcze raz kocham twojego bloga.
    Bardzo zaciekawiłaś mnie fabułą. Piszesz też bardzo ciekawie. Bardzo mi się podoba twój styl pisania.
    Kurde...też bym chciała pisać takie długie rozdziały.
    Uh...słabo miidzie pisanie motywująych komentarzy.
    Na zakończenie tego beznadziejnego komentarza napiszę jeszcze, że czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Po pierwsze przepraszam, że komentarz dopiero dzisiaj, ale jestem wyłączona ostatnio z internetowego życia ;/ zaciekawiłaś mnie bardzo! co z tym Rossem? Ja chcę wiedzieć! :D podobał mi się bardzo opis smutku Alexy. Nie wiem co jest ze mną nie tak, ale lubię Rossa w tym opowiadaniu, chociaż pewnie na drugi dzień zachowa się jak ostatni dupek... i fajnie, że Sophia mimo wszystko mu pomogła :) czekam niecierpliwie na następny! Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję za te wspaniałe komentarze :*. Naprawdę wiele dla mnie znaczą, zresztą jak dla każdej autorki. Obiecuję przeczytać twoje i zrewanżować się. Hahah, zaraz zabiorę się za to.
    I btw, piątka jest opublikowana, ale zapomniałam jej wrzucić do linków :3, wybacz za to utrudnienie.
    Nessy - areyoumineff.blogspot.com
    Kocham i zabieram się za czytanie <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Taaak, to prawda, wiele autorek tworzy główną bohaterkę na własny wzór - mało tego, utożsamia się z nią i to nie zawsze jest dobre. Ale z drugiej strony to nie da się uniknąć drobnych nawiązań do siebie samej, pisząc coś takiego - tym bardziej, ze sama wiem ile czasu poświęca i energii poświęca się na to. Np. ja zauważyłam ostatnio, że prawie w każdym moim opowiadaniu główna bohaterka nosi soczewki lub ma problemy ze wzrokiem, zupełnie jak ja o.O. To trochę żałosne, ale przynajmniej dodaje opowiadaniu realizmu, bo w końcu nie jestem jedyną osobą z takimi problemami. Whateves, sama juz nie wiem, czemu zaczęłam komentować tę kwestię, zgubiłam się, kurczę, sama nie wiem już o co mi chodzi :3.
    Przechodząc do rozdziału... zdecydowanie mój ulubiony, nie wiem czemu. Może dlatego, że na koniec Ross jest słodki i pijany, a Fee tak troskliwie się nim opiekuję. Aww, nie poradzę nic na to, że uwielbiam takie momenty.
    Czekam na następny z niecierpliwością, Ross jest taki intrygujący tutaj, chcę wiedzieć, jakiego go sobie wymyśliłaś. Kocham, pozdrawiam cieplutko :)
    Wybacz, ze tak długo trwało moje czytanie, ale jestem chora i nie potrafiłam się skupić na niczym ;/ dlatego także szósty rozdział areyoumineff ma tylko dwa akapity :/

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam.
    Blog został zgłoszony do katalogu na Rejestrze blogów, nie została jednak podana żadna kategoria, dlatego prosiłabym o uzupełnienie zgłoszenia. Wystarczy dopis.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. To było takie urocze jak on jej się położył na kolanach 😍 bardzo mi się podobał rozdział, motyw z Alexa jest ciekawy i intryguje mnie jak rozwiniesz Rossa!

    OdpowiedzUsuń