sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział czwarty.

                Od tamtego ferelnego dnia nie pisałam, ani nie widziałam głównego wokalisty R5 przez dwa tygodnie. Co do reszty grupy, było zupełnie inaczej. Spotykaliśmy się pięć razy. Przy ich napiętym grafiku i naszych studiach-aż pięć razy! W Nowym Jorku cały zespół codziennie miał przynajmniej jedno spotkanie z różnymi, ważnymi w muzycznym świecie osobistościami. Poza The Night mają zagrać jeszcze dwa koncerty. Ostatni za dwa tygodnie. Po ów wydarzeniu zostaną w mieście jeszcze półtora miesiąca.
                Każde spotkanie z nimi było coraz weselsze. Choć od początku czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie, im lepiej się znaliśmy, tym było milej. Często ludzie są sobą zauroczeni na początku, a z czasem, gdy dowiadują się o sobie zbyt wiele, zadowolenie mija. Tu tak nie było. Dwa pierwsze spotkania spędziłam z Eleonor, Rockym oraz Ellem. Na trzecie przyszedł również Riker i Alexa. Na czwartym poznałam Rydel, a na piątym zostałam z całym zespołem(pomijając Rossa oczywiście)i Alexą sama, gdyż Nora nie mogła się pojawić.
                Riker okazał się poważniejszy od Rocky’ego czy Ella, choć to nie ujmowało jego sympatyczności. Widać było, że myśli dużo rozważniej i przewiduje, co może się stać po jakimś głupim wybryku. Nie znaczy to jednak, że był sztywniakiem. O nie… Gdy złapał wodze fantazji bardzo mocno się ich trzymał, a wtedy nawet jego dorosłość zostawała w tyle. Oczywiście, nie skąpił braciom głupich docinek, czy kawałów. Często jednak, jeżeli w grę wchodził jakiś większy żart odłączał się z niego lub zakazywał go robić, martwiąc się chociażby o wizerunek zespołu. Uważam, że dobrze postępował. Niekiedy reszcie potrzebna była taka osoba, która powie ,,już dość’’ będąc przy tym lubianą. Nie popadał w skrajności-to była jego największa zaleta.
                Rydel bywała bardziej lekkomyślna od Rikera, choć i tak nie dorównywała Rocky’emu i Ellowi. Jej nieuwaga robiła z niej jednak niesamowicie urokliwą, słodką i kochaną dziewczynę. Od razu przywłaszczyła sobie moje zaufanie, tak samo jak reszta zespołu. Rydel nie była typową kobietą. Może dlatego, że wychowywała się z płcią przeciwną. Jej osobowość była intrygująca. Delikatna i charyzmatyczna niczym wyrafinowana dama, a tym samym twarda i stanowcza. Potrafiła doskonale wyczuć moment, w którym powinna zamilknąć, oraz moment w którym mogła sobie pozwolić na bezpośredniość. Przejęła od chłopców dobre cechy upozytywniając tym samym swój kobiecy instynkt. Nie była dziewczyną, która zwalczając swojego wroga obgaduje go za plecami. Załatwiała to po męsku i wybierała rozmowę. Często się śmiała i dużo mówiła. Miałam wrażenie, że każda rozmawiająca z nią osoba jest w stanie powierzyć jej największy sekret.
                A Alexa? Cóż, Alexa była tornadem samym w sobie. I to bardzo potężnym tornadem! Potrafiłaby rozwalić pięć stanów na raz i zawitać do szóstego, może z trochę mniejszą mocą, ale nadal wielką. Idealnie pasowała do Rocky’ego gdyż go nie ograniczała, a często nawet szalała z nim. Bywały jednak momenty kiedy odzywał się jej kobieco-matczyno-opiekuńczy instynkt i stawała się delikatną, rozważną i uroczo stanowczą kobietką, która całowała Rocky’ego w czubek głowy mówiąc ,,Mój Ty dzieciaku’’.
                Los chciał, że przy każdym naszym spotkaniu Ross był niedostępny. Zajęty, zmęczony lub nie dawał znaku życia. Ostatnio-na plaży-miał do nas dołączyć. Niestety dziesięć minut przed spotkaniem zadzwonił, mówiąc, że coś mu wypadło.
Było mi obojętne, czy przyjdzie, czy nie. Jeżeli, tak jak mówił Rocky, będzie traktował mnie po przyjacielsku to jestem w stanie mu wybaczyć nasze pierwsze spotkanie. Możemy zostać po prostu kuplami. Jak z Ellem czy Rikerem. Blondyn chyba jednak nie był na tyle dojrzały, aby obrócić sytuację w ten sposób. Możliwe również, że wstyd przez jego zachowanie uniemożliwiał mu konfrontację ze mną.
                Obudziłam się o dziesiątej. Był piątek, a zajęcia odwołano z powodu nieobecności profesora Cruncha od dykcji i mimiki. Tak jak każdego dnia, powtórzyłam rutynowe czynności. Wstałam; ubrałam sportowy stanik i szorty; poświęciłam godzinę na ćwiczenia. Miałam oczywiście opłaconą siłownię, jednakże udaję się na nią głownie wieczorami. Gdy wiem, że nie będę miała czasu ćwiczę sama w domu-od rana by nie tracić dnia. O jedenastej trzydzieści poszłam wziąć prysznic. Zdążyłam wytrzeć włosy w ręcznik i usłyszałam dzwonek do drzwi.
                - Fee, to ja! – krzyczał dziewczęcy głos.
                - Czekaj – odpowiedziałam owijając się granatowym ręcznikiem. Wytarłam szybko stopy, by nie nachlapać i wyszłam z łazienki.
W progu ujrzałam wesołą blondynkę, która od razu rzuciła mi się na szyję.
- Rozmawiałam z dyrektorem New York High School i powiedział, że jeżeli utrzymam swoje oceny na takim poziomie, to przyjmą mnie i nie będę musiała płacić za uczęszczanie do tej szkoły! Rozumiesz? Opłacą ją!
- No to super! Sus, wiedziałam, że Cię przyjmą. Nie dziwi mnie to. – blondynka wydęła usta, jakby chciała powiedzieć ,,Oho! Wielce wszystko wiedząca!’’ po czym minęła mnie w drzwiach i usiadła przy wyspie kuchennej.
- Zrobię sobie płatki, ok?
- Jasne. – odpowiedziałam podchodząc do szafki. Wyciągnęłam jeansy typu boyfriend oraz zwykły czarny t-shirt. Wyszłam do łazienki i szybko zrzuciłam z siebie ręcznik. Podczas wkładania spodni moją uwagę przyciągnęła pewna piosenka. Byłam pewna, że ją gdzieś słyszałam.
- Co ty śpiewasz? – zapytałam wychylając się zza futryny.
                - ‘’Forget about you’’. Mówiłam Ci kiedyś o tym zespole – jej oczy się zaświeciły – R5. Są teraz w Nowym Yorku! Ale oczywiście nie marzę o bilecie. Niby to tylko 30$, ale wiesz, że mam dużo ważniejsze wydatki. Jak jedzenie przykładowo.
                Rzeczywiście. Dopiero teraz skojarzyłam, że dziewięścdziesiąt procent piosenek, które śpiewa Sus należą do R5. I rzeczywiście! Mówiła mi o nich niejednokrotnie, jednakże nigdy nie zwracałam na to większej uwagi. Czasem po prostu, najlepszym wyjściem by nie oszaleć, jest udawanie, że słuchasz. Zwłaszcza jeżeli rozmówczynią jest trzynastolatka z obsesją na punkcie jakiegoś artysty. Zdarzało się również, że blondynka brała mojego laptopa i krzyczała coś w stylu ,,O matko! Ten magazyn napisał, że Raura jest prawdziwa!’’.
                - Słuchaj, co to jest Raura ? – zapytałam, póki pamiętałam tę dziwaczną nazwę.
                - Ross z R5 gra także w serialu ,,Austin&Ally’’. I w tym serialu jego partnerką jest Laura Marano, która gra Ally. I wiesz, nikt nie wie czy w prywatnym życiu coś się kręci czy nie. I ten cały parring nazwany jest Raurą. Jest też Raia, ale ja w sumie nie wiem… - mówiła dalej niczym nakręcona. To był właśnie moment w którym zaczynasz udawać, że cię interesuje.
                - Sorki młoda, ale muszę wykonać ważny telefon, ok? – rzekłam przerywając jej. Wyszłam do łazienki i wykręciłam numer.
                - Co tam, moja wspaniała? – powiedział przyjaźnie głos w słuchawce.
                - Hejka Ell. Słuchaj, mam taką prawie kuzynkę. Ma trzynaście lat i bardzo lubi waszą muzykę. Dałoby radę załatwić jakiś bilet?
                - No jasne. Najbliższy koncert jest za trzy dni w Mercury Garden. Możecie stać przy samych barierkach.
                - Znaczy, ja nie muszę, wystarczy dla młodej.
                - No to ona może przyjść na koncert, ty posiedzisz za sceną, a potem ona do ciebie dołączy. Pogadamy z nią chwilę i urwiemy się do jakiegoś klubu. Tylko już bez młodej, co?
                - Dzięki, Ell! Jesteś mistrzem.
                - Ok, spotkamy się godzinę przed koncertem. Pamiętaj. Poniedziałek. Szesnasta przy tylnym wejściu Mercury.
                Rozłączyłam się i z wielkim uśmiechem weszłam do salonu. Wiedziałam, że Susan będzie zadowolona tym samym uszczęśliwiając mnie. Jest bardzo mądra, jednakże życie jej nie oszczędza. Bałam się miliona pytań, które zapewne mi zada. Nie miałam ochoty, ani siły by o wszystkim opowiadać. I tak nie opowiedziałabym o wszystkim, bo nie chcę popsuć jej chociażby opinii o Rossie. Ale o większości…
                - Mam dla ciebie niespodziankę, ale najpierw pomożesz mi ułożyć te ubrania – rzekłam wskazując głową stertę ciuchów leżących na łóżku. Susan przewróciła oczami.
                - I tak bym ci pomogła – rzuciła – To co to za niespodzianka? – zapytała spokojnie, jakby oczekiwała, że niespodzianką będzie umycie zlewu.
                - Nie widzę euforii… Bilet na koncert R5.
                Blondynka otworzyła buzię, a jej oczy momentalnie rozszerzyły się do rozmiaru pięciozłotówek. Spojrzała na mnie jak na kosmitkę po czym podeszła i dotknęła mojego czoła.
                - Nie masz gorączki. Co ty bredzisz? Nie wierzę… - mówiła powoli.
                - Hej! Powinnaś się cieszyć. – powiedziałam wesoło łapiąc ją za ręce.
                - Ja tak się cieszę. Nie mogę uwierzyć – rzekła siadając na kanapie. – Serio?
                - Serio, serio.
                - Z jakiej okazji?
                - Bez okazji, po prostu.
                - O matko, dziękuję, dziękuję, dziękuję. – wykrzyknęła rzucając mi się na szyję.
                - Okej, widzę euforię. – zaśmiałam się.
                Kolejne piętnaście minut spędziłam na układaniu ubrań podczas gdy Susan cały czas mówiła, jak bardzo jest wesoła. Przez tę fascynację złożyła może dwie bluzki. Następnie obejrzałyśmy parę odcinków Pretty Little Liars. Zdarza się, że czasem dla rozluźnienia oglądamy takie głupoty. Byłyśmy już w dziewiątym odcinku i strasznie kibicowałyśmy związkowi Arii i Pana Fitza. Choć ten niekiedy mocno nas denerwował.*

Trzy dni później
                Susan pobiegła pod barierki z wielkim uśmiechem na ustach machając mi ręką. Schodziłam właśnie za scenę. Obejrzałam się na chwilę za siebie, by objąć wzrokiem wielki, pusty klub. Ściany były czerwone z białymi i czarnymi wstawkami. Wyglądało to ładnie, choć drapieżnie. Zbyt drapieżne miejsce jak na koncert dla nastolatek, choć w sumie i tak będzie ciemno. Może źle to oceniam, może nie drapieżnie, a po prostu intensywnie. Sama nie wiem, czegoś jest tu po prostu za dużo. Miejsce było puste, choć przed drzwiami słychać było głośne krzyki. Gdy tylko otworzą drzwi pareset wniebowziętych nastolatek zacznie bić się o miejsca najbliżej sceny. Susan będzie musiała mocno trzymać się barierki pomyślałam.
                Poszłam za kulisy gdzie zobaczyłam prawie cały, rozszalały zespół.
                - Co tu tak głośno? –zapytałam zachodząc Ella od tyłu. Ten podskoczył delikatnie.
                - Nakręcamy się przed koncertem. –rzekł śmiejąc się. Reszta powitała mnie przyjaznym uśmiechem. Pytali jak tam, co to za dziewczynka, którą przyprowadziłam i tak dalej. Rozmowę przerwał nam blondyn, który wyszedł z garderoby.
                - Co ona tu robi? – stanął  w miejscu, gdy tylko jego oczy znalazły moją osobę. Był ubrany w  biały luźny top, poszarpane spodnie i czarne conversy. Ton jego głosu nie był przyjemny. Bardzo chłodny, mocno zdziwiony i troszkę przestraszony.
                - Przyszła nas posłuchać. Potem idziemy gdzieś usiąść. Idziesz z nami?
                - Zobaczę, czy nie będę zmęczony po koncercie. - rzekł otrząsając się. Podszedł do czarnej gitary elektrycznej po czym usiadł z nią na krześle. Zaczął brzdąkać nieznaną mi melodię obdarzając mnie sztucznym uśmiechem. Nie wrednym. Po prostu nieszczerym.
                Usłyszałam falę krzyku zalewającą klub i backstage. Drzwi zostały otwarte i właśnie tłum wypełniał całe wnętrze. Ross wstał i wraz z resztą uformował ciasne koło. Wszyscy włożyli jedną rękę do środka po czym krzyknęli ,,Ready, set, rock!’’. Podskoczyli parę razy, jakby chcieli bardziej ożywić swój organizm i powiedzieć ,,budź się adrenalino!’’. Na odchodne rzucili do mnie ,,Patrz jak to robią mistrzowie’’ po czym wybiegli na scenę. Ross wychodził ostatni. Odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał w moje oczy. Z jego twarzy nie potrafiłam nic wyczytać. Spuścił wzrok, klasnął w dłonie, podskoczył i wbiegł na scenę krzycząc ,,Jak się masz Nowy Jork?’’.
                Światła zgasły, a zespół zaczął robić swoje. Robić swoją pracę, a jednocześnie bawić się najlepiej jak tylko mogą. Muzyka rozbrzmiewała w całym klubie. Zdawało się, że ściany zaraz runą pod jej ciężarem. Widać było, że członkowie zespołu po prostu tracą zmysły. Na koniec niektórych piosenek Ell uderzał byle jak w perkusję, by tylko było głośno. Jakby wykrzykiwał w ten sposób całą złą energię, ale robił to w taki sposób, że każdy myślał, iż to pozytywna energia. Wyładowywał się, wyłączał. Robił to, co chciał, co czuł gdzieś w głębi duszy lub co podpowiadało mu ciało. Czuł się swobodnie. Tak samo jak reszta zespołu. Znali każdy zakamarek sceny i instrumentów. Wiedzieli co robić, wiedzieli na co mogą sobie pozwolić, a jednocześnie nie myśleli o tym. Nie myśleli o tym jak powinni się zachowywać. Że powinni się prezentować tak, a nie inaczej. Scena była miejscem, gdzie dawali upust wszystkiemu. Było to widać w każdym ich ruchu, delikatnym i subtelnym lub dzikim i agresywnym.

                Po koncercie odwieźliśmy Susan do domu. Przez długi czas zadawała mnóstwo pytań.  Zrobiła na zespole duże wrażenie, bo jako ciekawska dziewczynka wykazała się niesamowitą oryginalnością. Nie mówiła o tych samych rzeczach, o których mówią zapewne wszystkie fanki. Nie pytała o te same rzeczy, o które one pytają. Nie rzucała im się również na szyje krzycząc ,,Nie mogę uwierzyć, że was spotkałam’’. Zachowywała umiar w każdej swojej euforii sprawiając, że wyglądała uroczo, wesoło, a zarazem nadzwyczaj dojrzale jak na swój wiek.
                Gdy blondynka wysiadała z taksówki jej uśmiech troszeczkę pobladł. ,,Dzięki za wspaniały wieczór. Czas wrócić do rzeczywistości’’ rzekła wskazując ręką blok w którym mieszkała. Żałowałam, że muszę ją zostawić na pastwę jej rodziców, ale to jeden z wielu wieczorów. Zawsze musiała do nich wracać, a ja zawsze w głębi duszy chciałam by została. Byłabym skłonna ją adoptować, ale to nie takie łatwe. Poza tym nie mam warunków. Znaczy… Mam lepsze niż jej rodzice, bo przy mnie blondynka chociaż czuje się komfortowo i nie boi się uśmiechnąć. Ale jaki sędzia przyznałby opiekę dziewiętnastoletniej studentce? Poza tym, to wielka odpowiedzialność. Chciałam po prostu, by miała lepiej, ale na razie mogę jej pomóc jedynie świadomością, że zawsze jestem obok.
                Udaliśmy się do kręgielni. Graliśmy niespełna czterdzieści pięć minut. Niestety, Rocky okazał się mistrzem miażdżąc nas wszystkich. Ross i Riker na początku zaciekle z nim konkurowali, jednakże z czasem stracili dobrą passę. Ja przez całą grę byłam stabilna-prawie ciągle osiem lub dziewięć zbitych. Wynik końcowy miałam o jeden punkt większy od Rikera i identyczny jak Ross, co blondynowi się raczej nie spodobało. Ellington bardziej zajęty był swoją lemoniadą. ,,Najlepsza jaką piłem. Poproszę jeszcze jedną’’ powtarzał co chwilę. Gdy upominaliśmy go, że nadeszła jego kolej, podchodził, rzucał byle gdzie po czym wracał do stolika, obejmował słomkę ustami, a na jego twarzy pojawiała się błogość. Rydel i Alexa nie chciały grać, ale dopingowały mi bardzo zażarcie bucząc przy tym na męską część.
                Po skończonej grze wszyscy postawili szatynowi piwo. Wygrał, więc zgodnie z wcześniejszym zakładem, nagroda należała do niego. Wypił więcej od reszty, gdyż jak na złość wszyscy przegrani przynieśli mu otwarty alkohol w tym samym czasie. Starał się więc opróżnić butelki jak najszybciej, by się nie wygazowały. Pijąc drugą niemalże jednym łykiem przerwał i rzekł ,,Chamy, nie tak się gratuluje wygranemu’’ po czym kontynuował poprzednią czynność. Gdy już wypił cztery, które wygrał, zamówił kolejne dwa. Ale jeden po drugim, tak aby mógł spokojnie sączyć i cieszyć się smakiem. Nie wiedziałam, że miał taką dobrą głowę. Naprawdę znakomicie się trzymał. W pewnym momencie Rocky delikatnie dotknął ręki Alexy. Zrobił to na tyle subtelnie, że zapewne nikt oprócz mnie nie zauważył. Mam skłonność do zwracania uwagi na szczegóły. Kolejną rzeczą, która cały czas nie dawała mi spokoju był fakt, że przez większość czasu Ross skubał róg stołu. Czyżby się denerwował? Były momenty, gdy pogrążał się w rozmowie. Wtedy jego dłonie się uspokajały, a usta nie chciały się zamknąć. W tych chwilach śmiał się i mówił dużo zabawnych, ale również sensownych rzeczy. Nie przypominał chłopaka z imprezy, którego pamiętałam, choć próbowałam zapomnieć.
                Niekiedy patrząc na mnie uśmiechał się i wyglądał jak uradowane dziecko. W większości jednak przypadków opamiętywał się, a po chwili jego wzrok zmieniał się na chłodny i nieprzyjemny. Czasem nawet na tyle, że z zimna przechodziły mnie ciarki.
                - Słuchajcie. My z Alexą będziemy się zbierać – rzekł Rocky. Chwilę wcześniej pytająco spojrzał w jej oczy. Odkiwała mu delikatnie głową. – Jesteśmy zmęczeni.
                - Zmęczeni! – zaśmiał się ironicznie Riker. Szatyn i blondynka wstali, pożegnali się ze wszystkimi po czym udali do wyjścia.
                - Jak wstajemy, to ja pójdę do łazienki – powiedział przy okazji Ellington.
                - Też idę! – zawtórowała mu Rydel.
                - Ze mną? – zapytał uwodzicielsko puszczając dziewczynie oczko.
                - Jasne, że nie! -  parsknęła. – Idę do damskiej.
                Gdy wyszli wraz z Rikerem potrzebowaliśmy chwili, by przestać się śmiać. Ratliff w momencie, gdy próbuje być szarmancki jest naprawdę bardzo zabawny.
                - Czemu żadna kelnerka nie podchodzi? Chcę jeszcze jedno piwo. – rzekł oglądając się za pracownicą baru. – Och, poczekajcie. Sam sobie zamówię. – westchnął, jak gdyby podniesienie się z krzesła było wielkim wysiłkiem. Ci leniwi amerykanie.
Wzrokiem odprowadziłam Rikera pod bar, po czym przeniosłam spojrzenie na blondyna siedzącego po mojej prawej. Patrzył na mnie lecz gdy nasze oczy się spotkały momentalnie spuścił wzrok, sztucznie rozsiadając się na krześle. Chciał zapewne wyglądać, jak czujący się komfortowo alvaro. Wiedziałam jednak, że to udawane, niczym zachwyt ze skarpetek pod choinką.
                - Słuchaj, chcę, żebyś wiedział, że nasze pierwsze spotkanie nie jest dla mnie ważne. – jego ręka lekko drgnęła, jakby trochę pogubił się w swojej roli. Prawdopodobnie chciał zmienić pozycję na wyglądającą mniej pewnie. W rezultacie jednak lekko przesunął dłoń, gdyż postanowił pozostać w wersji odprężonej.
                - Cóż… To dobrze. – rzekł na początku niepewnie. Pod koniec zdania jego głos był głęboki i odpychający. Jakby chciał mnie zbyć i powiedzieć ,,Skończ już tę dziecinadę, łaskawco. Nie obchodzisz mnie’’. Na szczęście nie miałam czasu go umoralniać, gdyż podszedł do nas Riker głośno kładąc piwo na blacie.
                Rozmawialiśmy przez kolejne dwie godziny, choć Ross do końca spotkania był bardziej sztywny niż przedtem. Pomimo tego, że bardzo próbował pozować na luzaka.


                Gdy otwierałam moją atrapo-szafę dostałam smsa. Dokończyłam zaczętą czynność po czym podniosłam telefon. Ross.

To miłe, że jesteś w stanie zapomnieć, ale to nic nie zmienia. Nie zależy mi na kontakcie z Tobą. Co więcej-nie chce mieć z Tobą kontaktu.

Pięć minut później dostałam kolejnego smsa. Tym razem od Rydel.

Zaglądałam mu przez ramię. Zastanawiał się chyba z dziesięć minut czy wysłać. Był tak zamyślony, że nawet mnie nie zauważył. Parę razy zmienił na ,,To co powiedziałaś dzisiaj nic nie zmienia, ale dziękuję’’.

Szkoda, że nie mam takiej siostry niny pomyślałam wybuchając głośnym śmiechem.
 _________________________________________________________________________________
Z okazji moich urodzin, które obchodzę dzisiaj(31 sierpnia), postanowiłam zrobić Wam niespodziankę i wstawić rozdział. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Coś mi w nim nie pasuje, mimo wszystko zdecydowałam się go opublikować. Proszę o komentarze. Jeżeli trochę ich będzie, następny rozdział pojawi się dość szybko.
To zabawne. Mam napisane rozdziały tj. siódmy czy ósmy, ale nie mam piątego i szóstego. Haha. Po prostu opisuję momenty, do których w danej sekundzie czuję się natchniona. Do tego rozdziału niespecjalnie byłam. 

Pozdrawiam Was i dziękuję za wcześniejsze komentarze.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla mnie! Jak mi nikt nie życzy, to sama sobie poradzę, haha.
Powiem Wam, że czuję się wesoła bo chcę optymistycznie patrzeć w przyszłość, a z drugiej strony mi smutno. W takich momentach uświadamiam sobie, jak szybko czas, niczym piasek, przesypuje mi się pomiędzy palcami. Nigdy nie wiem, kiedy mi go zabraknie.



*To postacie z w/w serialu.

7 komentarzy:

  1. Wszystkiego najlepszego od R5ers :***** Dużo zdrowia, szczęścia i wszystkiego, co sobie zamarzysz, a przede wszystkim dużo dużo dużo weny :*****
    Rozdział jest niesamowity <5 Genialne opisy koncertu <5 Co by tu jeszcze napisać? Hmmm...
    Oj, no sama wiesz, że kocham tego bloga xD
    Zrobisz zakładkę z bohaterami?
    Czekam na next
    xoxo
    ~Bekuś~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromne dzięki za taki motywujący komentarz i za życzenia!:)
      Co do zakładki z bohaterami, to na początku nie chciałam jej tworzyć, bo chciałam, żebyście mieli swobodę w wyobrażaniu sobie bohaterów. Mogę wpleść do nagłówka dziewczynę, która najbardziej mi pasuje na Fee, jeżeli chcesz:)

      Usuń
  2. Super długi odcinek, podobają mi się te dokładne opisy i koncertu i bohaterów. Czekam niecierpliwie na to, co wydarzy się między Rossem a Fee, intryguje mnie co on o niej myśli, bo widać, że nie jest mu obojętna :)
    Ps Wszystkiego co najlepsze i spełnienia marzeń ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :)) bardzo mi się podoba :D
    Nie rozpisze się jak NA RAZIE w komentarzu, bo nie mam czasu ;/
    wybacz... pod 5 rozdziałem napisze mega długi komentarz :D
    ~Alex♡

    OdpowiedzUsuń
  4. ojaa kochaniee, po pierwsze przepraszam,ze tak sie ociągałam z przeczytaniem rozdziału ale mam ostatnio dużo na głowie. Jest świetny!! Idealnie ich wszystkich opisalas, tak mniej wiecej ich sobie wyobrazam, lool ale ona ma szczęście, tez bym tak chcialaaa, czaisz spotkac ich tak na gruncie neutralnym a potem sie z nimi trzymac ojaaaa i wgl to nawet Alexe sobie wyobrazam tak jak opisalas :D kochana Rydel, dobrze,ze jej napisala esa o Rossie, a talking about Ross to niech on sie ogarnie i przestanie byc taki dziecinny bo wszyscy wiemy,ze ja lubi, powiedz mu coś okiii. Buziakii xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, Rydel jest zajebista hahah <3 kocham całe R5 w tym opowiadaniu i jestem ciekawa, jak rozwiniesz wątek Rossa i głównej bohaterki :D
    Wiem, że bardzo spóźnione, ale wszystkiego najlepszego :D
    Został mi już tylko piąty rozdział. Szybko pójdzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle szukałam tego bloga, nie zapisalam w zakładkach, jest 5:05 a ja go w końcu znalałam!!!! Tak się cieszę hahaha, zabieram się za dalsze czytanie, mam kilka rozdziałów do nadrobienia :)
    A ten mi się bardzo podobał, tak jak każde, tak przyjemnie sie czytało! Dziekuję!

    OdpowiedzUsuń