Od
tamtego ferelnego dnia nie pisałam, ani nie widziałam głównego wokalisty R5
przez dwa tygodnie. Co do reszty grupy, było zupełnie inaczej. Spotykaliśmy się
pięć razy. Przy ich napiętym grafiku i naszych studiach-aż pięć razy! W Nowym
Jorku cały zespół codziennie miał przynajmniej jedno spotkanie z różnymi,
ważnymi w muzycznym świecie osobistościami. Poza The Night mają zagrać jeszcze dwa koncerty. Ostatni za dwa
tygodnie. Po ów wydarzeniu zostaną w mieście jeszcze półtora miesiąca.
Każde
spotkanie z nimi było coraz weselsze. Choć od początku czuliśmy się dobrze w
swoim towarzystwie, im lepiej się znaliśmy, tym było milej. Często ludzie są
sobą zauroczeni na początku, a z czasem, gdy dowiadują się o sobie zbyt wiele,
zadowolenie mija. Tu tak nie było. Dwa pierwsze spotkania spędziłam z Eleonor,
Rockym oraz Ellem. Na trzecie przyszedł również Riker i Alexa. Na czwartym
poznałam Rydel, a na piątym zostałam z całym zespołem(pomijając Rossa
oczywiście)i Alexą sama, gdyż Nora nie mogła się pojawić.
Riker
okazał się poważniejszy od Rocky’ego czy Ella, choć to nie ujmowało jego
sympatyczności. Widać było, że myśli dużo rozważniej i przewiduje, co może się
stać po jakimś głupim wybryku. Nie znaczy to jednak, że był sztywniakiem. O
nie… Gdy złapał wodze fantazji bardzo mocno się ich trzymał, a wtedy nawet jego
dorosłość zostawała w tyle. Oczywiście, nie skąpił braciom głupich docinek, czy
kawałów. Często jednak, jeżeli w grę wchodził jakiś większy żart odłączał się z
niego lub zakazywał go robić, martwiąc się chociażby o wizerunek zespołu.
Uważam, że dobrze postępował. Niekiedy reszcie potrzebna była taka osoba, która
powie ,,już dość’’ będąc przy tym lubianą. Nie popadał w skrajności-to była
jego największa zaleta.
Rydel
bywała bardziej lekkomyślna od Rikera, choć i tak nie dorównywała Rocky’emu i
Ellowi. Jej nieuwaga robiła z niej jednak niesamowicie urokliwą, słodką i
kochaną dziewczynę. Od razu przywłaszczyła sobie moje zaufanie, tak samo jak
reszta zespołu. Rydel nie była typową kobietą. Może dlatego, że wychowywała się
z płcią przeciwną. Jej osobowość była intrygująca. Delikatna i charyzmatyczna
niczym wyrafinowana dama, a tym samym twarda i stanowcza. Potrafiła doskonale
wyczuć moment, w którym powinna zamilknąć, oraz moment w którym mogła sobie
pozwolić na bezpośredniość. Przejęła od chłopców dobre cechy upozytywniając tym
samym swój kobiecy instynkt. Nie była dziewczyną, która zwalczając swojego wroga
obgaduje go za plecami. Załatwiała to po męsku i wybierała rozmowę. Często się
śmiała i dużo mówiła. Miałam wrażenie, że każda rozmawiająca z nią osoba jest w
stanie powierzyć jej największy sekret.
A
Alexa? Cóż, Alexa była tornadem samym w sobie. I to bardzo potężnym tornadem!
Potrafiłaby rozwalić pięć stanów na raz i zawitać do szóstego, może z trochę
mniejszą mocą, ale nadal wielką. Idealnie pasowała do Rocky’ego gdyż go nie
ograniczała, a często nawet szalała z nim. Bywały jednak momenty kiedy odzywał
się jej kobieco-matczyno-opiekuńczy instynkt i stawała się delikatną, rozważną
i uroczo stanowczą kobietką, która całowała Rocky’ego w czubek głowy mówiąc
,,Mój Ty dzieciaku’’.
Los chciał,
że przy każdym naszym spotkaniu Ross był niedostępny. Zajęty, zmęczony lub nie
dawał znaku życia. Ostatnio-na plaży-miał do nas dołączyć. Niestety dziesięć
minut przed spotkaniem zadzwonił, mówiąc, że coś mu wypadło.
Było mi obojętne, czy przyjdzie,
czy nie. Jeżeli, tak jak mówił Rocky, będzie traktował mnie po przyjacielsku to
jestem w stanie mu wybaczyć nasze pierwsze spotkanie. Możemy zostać po prostu
kuplami. Jak z Ellem czy Rikerem. Blondyn chyba jednak nie był na tyle
dojrzały, aby obrócić sytuację w ten sposób. Możliwe również, że wstyd przez
jego zachowanie uniemożliwiał mu konfrontację ze mną.
Obudziłam
się o dziesiątej. Był piątek, a zajęcia odwołano z powodu nieobecności
profesora Cruncha od dykcji i mimiki. Tak jak każdego dnia, powtórzyłam
rutynowe czynności. Wstałam; ubrałam sportowy stanik i szorty; poświęciłam
godzinę na ćwiczenia. Miałam oczywiście opłaconą siłownię, jednakże udaję się
na nią głownie wieczorami. Gdy wiem, że nie będę miała czasu ćwiczę sama w
domu-od rana by nie tracić dnia. O jedenastej trzydzieści poszłam wziąć
prysznic. Zdążyłam wytrzeć włosy w ręcznik i usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Fee,
to ja! – krzyczał dziewczęcy głos.
-
Czekaj – odpowiedziałam owijając się granatowym ręcznikiem. Wytarłam szybko
stopy, by nie nachlapać i wyszłam z łazienki.
W progu ujrzałam wesołą
blondynkę, która od razu rzuciła mi się na szyję.
- Rozmawiałam z dyrektorem New
York High School i powiedział, że jeżeli utrzymam swoje oceny na takim
poziomie, to przyjmą mnie i nie będę musiała płacić za uczęszczanie do tej
szkoły! Rozumiesz? Opłacą ją!
- No to super! Sus, wiedziałam,
że Cię przyjmą. Nie dziwi mnie to. – blondynka wydęła usta, jakby chciała
powiedzieć ,,Oho! Wielce wszystko wiedząca!’’ po czym minęła mnie w drzwiach i
usiadła przy wyspie kuchennej.
- Zrobię sobie płatki, ok?
- Jasne. – odpowiedziałam
podchodząc do szafki. Wyciągnęłam jeansy typu boyfriend oraz zwykły czarny
t-shirt. Wyszłam do łazienki i szybko zrzuciłam z siebie ręcznik. Podczas
wkładania spodni moją uwagę przyciągnęła pewna piosenka. Byłam pewna, że ją
gdzieś słyszałam.
- Co ty śpiewasz? – zapytałam
wychylając się zza futryny.
-
‘’Forget about you’’. Mówiłam Ci kiedyś o tym zespole – jej oczy się zaświeciły
– R5. Są teraz w Nowym Yorku! Ale oczywiście nie marzę o bilecie. Niby to tylko
30$, ale wiesz, że mam dużo ważniejsze wydatki. Jak jedzenie przykładowo.
Rzeczywiście.
Dopiero teraz skojarzyłam, że dziewięścdziesiąt procent piosenek, które śpiewa
Sus należą do R5. I rzeczywiście! Mówiła mi o nich niejednokrotnie, jednakże nigdy
nie zwracałam na to większej uwagi. Czasem po prostu, najlepszym wyjściem by
nie oszaleć, jest udawanie, że słuchasz. Zwłaszcza jeżeli rozmówczynią jest
trzynastolatka z obsesją na punkcie jakiegoś artysty. Zdarzało się również, że
blondynka brała mojego laptopa i krzyczała coś w stylu ,,O matko! Ten magazyn
napisał, że Raura jest prawdziwa!’’.
-
Słuchaj, co to jest Raura ? – zapytałam, póki pamiętałam tę dziwaczną nazwę.
- Ross
z R5 gra także w serialu ,,Austin&Ally’’. I w tym serialu jego partnerką jest
Laura Marano, która gra Ally. I wiesz, nikt nie wie czy w prywatnym życiu coś
się kręci czy nie. I ten cały parring nazwany jest Raurą. Jest też Raia, ale ja
w sumie nie wiem… - mówiła dalej niczym nakręcona. To był właśnie moment w
którym zaczynasz udawać, że cię interesuje.
- Sorki
młoda, ale muszę wykonać ważny telefon, ok? – rzekłam przerywając jej. Wyszłam
do łazienki i wykręciłam numer.
- Co
tam, moja wspaniała? – powiedział przyjaźnie głos w słuchawce.
- Hejka
Ell. Słuchaj, mam taką prawie kuzynkę. Ma trzynaście lat i bardzo lubi waszą
muzykę. Dałoby radę załatwić jakiś bilet?
- No
jasne. Najbliższy koncert jest za trzy dni w Mercury Garden. Możecie stać przy
samych barierkach.
-
Znaczy, ja nie muszę, wystarczy dla młodej.
- No to
ona może przyjść na koncert, ty posiedzisz za sceną, a potem ona do ciebie
dołączy. Pogadamy z nią chwilę i urwiemy się do jakiegoś klubu. Tylko już bez
młodej, co?
-
Dzięki, Ell! Jesteś mistrzem.
- Ok,
spotkamy się godzinę przed koncertem. Pamiętaj. Poniedziałek. Szesnasta przy
tylnym wejściu Mercury.
Rozłączyłam
się i z wielkim uśmiechem weszłam do salonu. Wiedziałam, że Susan będzie
zadowolona tym samym uszczęśliwiając mnie. Jest bardzo mądra, jednakże życie jej
nie oszczędza. Bałam się miliona pytań, które zapewne mi zada. Nie miałam
ochoty, ani siły by o wszystkim opowiadać. I tak nie opowiedziałabym o
wszystkim, bo nie chcę popsuć jej chociażby opinii o Rossie. Ale o większości…
- Mam
dla ciebie niespodziankę, ale najpierw pomożesz mi ułożyć te ubrania – rzekłam
wskazując głową stertę ciuchów leżących na łóżku. Susan przewróciła oczami.
- I tak
bym ci pomogła – rzuciła – To co to za niespodzianka? – zapytała spokojnie,
jakby oczekiwała, że niespodzianką będzie umycie zlewu.
- Nie
widzę euforii… Bilet na koncert R5.
Blondynka
otworzyła buzię, a jej oczy momentalnie rozszerzyły się do rozmiaru
pięciozłotówek. Spojrzała na mnie jak na kosmitkę po czym podeszła i dotknęła
mojego czoła.
- Nie
masz gorączki. Co ty bredzisz? Nie wierzę… - mówiła powoli.
- Hej!
Powinnaś się cieszyć. – powiedziałam wesoło łapiąc ją za ręce.
- Ja
tak się cieszę. Nie mogę uwierzyć – rzekła siadając na kanapie. – Serio?
-
Serio, serio.
- Z
jakiej okazji?
- Bez
okazji, po prostu.
- O
matko, dziękuję, dziękuję, dziękuję. – wykrzyknęła rzucając mi się na szyję.
- Okej,
widzę euforię. – zaśmiałam się.
Kolejne
piętnaście minut spędziłam na układaniu ubrań podczas gdy Susan cały czas
mówiła, jak bardzo jest wesoła. Przez tę fascynację złożyła może dwie bluzki.
Następnie obejrzałyśmy parę odcinków Pretty Little Liars. Zdarza się, że czasem
dla rozluźnienia oglądamy takie głupoty. Byłyśmy już w dziewiątym odcinku i
strasznie kibicowałyśmy związkowi Arii i Pana Fitza. Choć ten niekiedy mocno
nas denerwował.*
Trzy dni później
Susan
pobiegła pod barierki z wielkim uśmiechem na ustach machając mi ręką.
Schodziłam właśnie za scenę. Obejrzałam się na chwilę za siebie, by objąć
wzrokiem wielki, pusty klub. Ściany były czerwone z białymi i czarnymi
wstawkami. Wyglądało to ładnie, choć drapieżnie. Zbyt drapieżne miejsce jak na
koncert dla nastolatek, choć w sumie i tak będzie ciemno. Może źle to oceniam,
może nie drapieżnie, a po prostu intensywnie. Sama nie wiem, czegoś jest tu po
prostu za dużo. Miejsce było puste, choć przed drzwiami słychać było głośne
krzyki. Gdy tylko otworzą drzwi pareset wniebowziętych nastolatek zacznie bić
się o miejsca najbliżej sceny. Susan
będzie musiała mocno trzymać się barierki pomyślałam.
Poszłam
za kulisy gdzie zobaczyłam prawie cały, rozszalały zespół.
- Co tu
tak głośno? –zapytałam zachodząc Ella od tyłu. Ten podskoczył delikatnie.
-
Nakręcamy się przed koncertem. –rzekł śmiejąc się. Reszta powitała mnie
przyjaznym uśmiechem. Pytali jak tam, co to za dziewczynka, którą przyprowadziłam
i tak dalej. Rozmowę przerwał nam blondyn, który wyszedł z garderoby.
- Co
ona tu robi? – stanął w miejscu, gdy
tylko jego oczy znalazły moją osobę. Był ubrany w biały luźny top, poszarpane spodnie i czarne
conversy. Ton jego głosu nie był przyjemny. Bardzo chłodny, mocno zdziwiony i
troszkę przestraszony.
-
Przyszła nas posłuchać. Potem idziemy gdzieś usiąść. Idziesz z nami?
-
Zobaczę, czy nie będę zmęczony po koncercie. - rzekł otrząsając się. Podszedł
do czarnej gitary elektrycznej po czym usiadł z nią na krześle. Zaczął brzdąkać
nieznaną mi melodię obdarzając mnie sztucznym uśmiechem. Nie wrednym. Po prostu
nieszczerym.
Usłyszałam
falę krzyku zalewającą klub i backstage. Drzwi zostały otwarte i właśnie tłum
wypełniał całe wnętrze. Ross wstał i wraz z resztą uformował ciasne koło.
Wszyscy włożyli jedną rękę do środka po czym krzyknęli ,,Ready, set, rock!’’.
Podskoczyli parę razy, jakby chcieli bardziej ożywić swój organizm i powiedzieć
,,budź się adrenalino!’’. Na odchodne rzucili do mnie ,,Patrz jak to robią mistrzowie’’
po czym wybiegli na scenę. Ross wychodził ostatni. Odwrócił głowę w moją stronę
i spojrzał w moje oczy. Z jego twarzy nie potrafiłam nic wyczytać. Spuścił
wzrok, klasnął w dłonie, podskoczył i wbiegł na scenę krzycząc ,,Jak się masz
Nowy Jork?’’.
Światła
zgasły, a zespół zaczął robić swoje. Robić swoją pracę, a jednocześnie bawić
się najlepiej jak tylko mogą. Muzyka rozbrzmiewała w całym klubie. Zdawało się,
że ściany zaraz runą pod jej ciężarem. Widać było, że członkowie zespołu po
prostu tracą zmysły. Na koniec niektórych piosenek Ell uderzał byle jak w
perkusję, by tylko było głośno. Jakby wykrzykiwał w ten sposób całą złą
energię, ale robił to w taki sposób, że każdy myślał, iż to pozytywna energia.
Wyładowywał się, wyłączał. Robił to, co chciał, co czuł gdzieś w głębi duszy
lub co podpowiadało mu ciało. Czuł się swobodnie. Tak samo jak reszta zespołu.
Znali każdy zakamarek sceny i instrumentów. Wiedzieli co robić, wiedzieli na co
mogą sobie pozwolić, a jednocześnie nie myśleli o tym. Nie myśleli o tym jak
powinni się zachowywać. Że powinni się prezentować tak, a nie inaczej. Scena
była miejscem, gdzie dawali upust wszystkiemu. Było to widać w każdym ich
ruchu, delikatnym i subtelnym lub dzikim i agresywnym.
Po
koncercie odwieźliśmy Susan do domu. Przez długi czas zadawała mnóstwo pytań. Zrobiła na zespole duże wrażenie, bo jako ciekawska
dziewczynka wykazała się niesamowitą oryginalnością. Nie mówiła o tych samych
rzeczach, o których mówią zapewne wszystkie fanki. Nie pytała o te same rzeczy,
o które one pytają. Nie rzucała im się również na szyje krzycząc ,,Nie mogę
uwierzyć, że was spotkałam’’. Zachowywała umiar w każdej swojej euforii
sprawiając, że wyglądała uroczo, wesoło, a zarazem nadzwyczaj dojrzale jak na
swój wiek.
Gdy
blondynka wysiadała z taksówki jej uśmiech troszeczkę pobladł. ,,Dzięki za
wspaniały wieczór. Czas wrócić do rzeczywistości’’ rzekła wskazując ręką blok w
którym mieszkała. Żałowałam, że muszę ją zostawić na pastwę jej rodziców, ale
to jeden z wielu wieczorów. Zawsze musiała do nich wracać, a ja zawsze w głębi
duszy chciałam by została. Byłabym skłonna ją adoptować, ale to nie takie
łatwe. Poza tym nie mam warunków. Znaczy… Mam lepsze niż jej rodzice, bo przy
mnie blondynka chociaż czuje się komfortowo i nie boi się uśmiechnąć. Ale jaki
sędzia przyznałby opiekę dziewiętnastoletniej studentce? Poza tym, to wielka
odpowiedzialność. Chciałam po prostu, by miała lepiej, ale na razie mogę jej
pomóc jedynie świadomością, że zawsze jestem obok.
Udaliśmy
się do kręgielni. Graliśmy niespełna czterdzieści pięć minut. Niestety, Rocky
okazał się mistrzem miażdżąc nas wszystkich. Ross i Riker na początku zaciekle
z nim konkurowali, jednakże z czasem stracili dobrą passę. Ja przez całą grę
byłam stabilna-prawie ciągle osiem lub dziewięć zbitych. Wynik końcowy miałam o
jeden punkt większy od Rikera i identyczny jak Ross, co blondynowi się raczej
nie spodobało. Ellington bardziej zajęty był swoją lemoniadą. ,,Najlepsza jaką
piłem. Poproszę jeszcze jedną’’ powtarzał co chwilę. Gdy upominaliśmy go, że
nadeszła jego kolej, podchodził, rzucał byle gdzie po czym wracał do stolika,
obejmował słomkę ustami, a na jego twarzy pojawiała się błogość. Rydel i Alexa
nie chciały grać, ale dopingowały mi bardzo zażarcie bucząc przy tym na męską
część.
Po
skończonej grze wszyscy postawili szatynowi piwo. Wygrał, więc zgodnie z
wcześniejszym zakładem, nagroda należała do niego. Wypił więcej od reszty, gdyż
jak na złość wszyscy przegrani przynieśli mu otwarty alkohol w tym samym
czasie. Starał się więc opróżnić butelki jak najszybciej, by się nie wygazowały.
Pijąc drugą niemalże jednym łykiem przerwał i rzekł ,,Chamy, nie tak się
gratuluje wygranemu’’ po czym kontynuował poprzednią czynność. Gdy już wypił
cztery, które wygrał, zamówił kolejne dwa. Ale jeden po drugim, tak aby mógł
spokojnie sączyć i cieszyć się smakiem. Nie wiedziałam, że miał taką dobrą
głowę. Naprawdę znakomicie się trzymał. W pewnym momencie Rocky delikatnie dotknął
ręki Alexy. Zrobił to na tyle subtelnie, że zapewne nikt oprócz mnie nie
zauważył. Mam skłonność do zwracania uwagi na szczegóły. Kolejną rzeczą, która
cały czas nie dawała mi spokoju był fakt, że przez większość czasu Ross skubał
róg stołu. Czyżby się denerwował? Były momenty, gdy pogrążał się w rozmowie.
Wtedy jego dłonie się uspokajały, a usta nie chciały się zamknąć. W tych
chwilach śmiał się i mówił dużo zabawnych, ale również sensownych rzeczy. Nie
przypominał chłopaka z imprezy, którego pamiętałam, choć próbowałam zapomnieć.
Niekiedy
patrząc na mnie uśmiechał się i wyglądał jak uradowane dziecko. W większości
jednak przypadków opamiętywał się, a po chwili jego wzrok zmieniał się na
chłodny i nieprzyjemny. Czasem nawet na tyle, że z zimna przechodziły mnie
ciarki.
-
Słuchajcie. My z Alexą będziemy się zbierać – rzekł Rocky. Chwilę wcześniej
pytająco spojrzał w jej oczy. Odkiwała mu delikatnie głową. – Jesteśmy
zmęczeni.
-
Zmęczeni! – zaśmiał się ironicznie Riker. Szatyn i blondynka wstali, pożegnali
się ze wszystkimi po czym udali do wyjścia.
- Jak
wstajemy, to ja pójdę do łazienki – powiedział przy okazji Ellington.
- Też
idę! – zawtórowała mu Rydel.
- Ze
mną? – zapytał uwodzicielsko puszczając dziewczynie oczko.
-
Jasne, że nie! - parsknęła. – Idę do
damskiej.
Gdy wyszli
wraz z Rikerem potrzebowaliśmy chwili, by przestać się śmiać. Ratliff w
momencie, gdy próbuje być szarmancki jest naprawdę bardzo zabawny.
- Czemu
żadna kelnerka nie podchodzi? Chcę jeszcze jedno piwo. – rzekł oglądając się za
pracownicą baru. – Och, poczekajcie. Sam sobie zamówię. – westchnął, jak gdyby
podniesienie się z krzesła było wielkim wysiłkiem. Ci leniwi amerykanie.
Wzrokiem odprowadziłam Rikera pod
bar, po czym przeniosłam spojrzenie na blondyna siedzącego po mojej prawej.
Patrzył na mnie lecz gdy nasze oczy się spotkały momentalnie spuścił wzrok,
sztucznie rozsiadając się na krześle. Chciał zapewne wyglądać, jak czujący się
komfortowo alvaro. Wiedziałam jednak, że to udawane, niczym zachwyt ze
skarpetek pod choinką.
-
Słuchaj, chcę, żebyś wiedział, że nasze pierwsze spotkanie nie jest dla mnie
ważne. – jego ręka lekko drgnęła, jakby trochę pogubił się w swojej roli.
Prawdopodobnie chciał zmienić pozycję na wyglądającą mniej pewnie. W rezultacie
jednak lekko przesunął dłoń, gdyż postanowił pozostać w wersji odprężonej.
- Cóż…
To dobrze. – rzekł na początku niepewnie. Pod koniec zdania jego głos był
głęboki i odpychający. Jakby chciał mnie zbyć i powiedzieć ,,Skończ już tę
dziecinadę, łaskawco. Nie obchodzisz mnie’’. Na szczęście nie miałam czasu go
umoralniać, gdyż podszedł do nas Riker głośno kładąc piwo na blacie.
Rozmawialiśmy
przez kolejne dwie godziny, choć Ross do końca spotkania był bardziej sztywny
niż przedtem. Pomimo tego, że bardzo próbował pozować na luzaka.
Gdy otwierałam moją atrapo-szafę dostałam smsa. Dokończyłam zaczętą czynność po czym podniosłam telefon. Ross.
To miłe, że jesteś w stanie zapomnieć, ale to nic nie
zmienia. Nie zależy mi na kontakcie z Tobą. Co więcej-nie chce mieć z Tobą
kontaktu.
Pięć minut później dostałam kolejnego smsa. Tym razem od
Rydel.
Zaglądałam mu przez ramię. Zastanawiał się chyba z dziesięć
minut czy wysłać. Był tak zamyślony, że nawet mnie nie zauważył. Parę razy
zmienił na ,,To co powiedziałaś dzisiaj nic nie zmienia, ale dziękuję’’.
Szkoda, że nie mam takiej siostry niny pomyślałam wybuchając
głośnym śmiechem.
To zabawne. Mam napisane rozdziały tj. siódmy czy ósmy, ale nie mam piątego i szóstego. Haha. Po prostu opisuję momenty, do których w danej sekundzie czuję się natchniona. Do tego rozdziału niespecjalnie byłam.
Pozdrawiam Was i dziękuję za wcześniejsze komentarze.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla mnie! Jak mi nikt nie życzy, to sama sobie poradzę, haha.
Powiem Wam, że czuję się wesoła bo chcę optymistycznie patrzeć w przyszłość, a z drugiej strony mi smutno. W takich momentach uświadamiam sobie, jak szybko czas, niczym piasek, przesypuje mi się pomiędzy palcami. Nigdy nie wiem, kiedy mi go zabraknie.
*To postacie z w/w serialu.
Wszystkiego najlepszego od R5ers :***** Dużo zdrowia, szczęścia i wszystkiego, co sobie zamarzysz, a przede wszystkim dużo dużo dużo weny :*****
OdpowiedzUsuńRozdział jest niesamowity <5 Genialne opisy koncertu <5 Co by tu jeszcze napisać? Hmmm...
Oj, no sama wiesz, że kocham tego bloga xD
Zrobisz zakładkę z bohaterami?
Czekam na next
xoxo
~Bekuś~
Ogromne dzięki za taki motywujący komentarz i za życzenia!:)
UsuńCo do zakładki z bohaterami, to na początku nie chciałam jej tworzyć, bo chciałam, żebyście mieli swobodę w wyobrażaniu sobie bohaterów. Mogę wpleść do nagłówka dziewczynę, która najbardziej mi pasuje na Fee, jeżeli chcesz:)
Super długi odcinek, podobają mi się te dokładne opisy i koncertu i bohaterów. Czekam niecierpliwie na to, co wydarzy się między Rossem a Fee, intryguje mnie co on o niej myśli, bo widać, że nie jest mu obojętna :)
OdpowiedzUsuńPs Wszystkiego co najlepsze i spełnienia marzeń ;**
Super :)) bardzo mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńNie rozpisze się jak NA RAZIE w komentarzu, bo nie mam czasu ;/
wybacz... pod 5 rozdziałem napisze mega długi komentarz :D
~Alex♡
ojaa kochaniee, po pierwsze przepraszam,ze tak sie ociągałam z przeczytaniem rozdziału ale mam ostatnio dużo na głowie. Jest świetny!! Idealnie ich wszystkich opisalas, tak mniej wiecej ich sobie wyobrazam, lool ale ona ma szczęście, tez bym tak chcialaaa, czaisz spotkac ich tak na gruncie neutralnym a potem sie z nimi trzymac ojaaaa i wgl to nawet Alexe sobie wyobrazam tak jak opisalas :D kochana Rydel, dobrze,ze jej napisala esa o Rossie, a talking about Ross to niech on sie ogarnie i przestanie byc taki dziecinny bo wszyscy wiemy,ze ja lubi, powiedz mu coś okiii. Buziakii xxx
OdpowiedzUsuńOjej, Rydel jest zajebista hahah <3 kocham całe R5 w tym opowiadaniu i jestem ciekawa, jak rozwiniesz wątek Rossa i głównej bohaterki :D
OdpowiedzUsuńWiem, że bardzo spóźnione, ale wszystkiego najlepszego :D
Został mi już tylko piąty rozdział. Szybko pójdzie.
Tyle szukałam tego bloga, nie zapisalam w zakładkach, jest 5:05 a ja go w końcu znalałam!!!! Tak się cieszę hahaha, zabieram się za dalsze czytanie, mam kilka rozdziałów do nadrobienia :)
OdpowiedzUsuńA ten mi się bardzo podobał, tak jak każde, tak przyjemnie sie czytało! Dziekuję!