wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział pierwszy.

     Stojąc przy barze czułam się ciągle obserwowana. Barze? To był po prostu stolik z alkoholem. W tym obskurnym garażu nie ma nic, co mogłoby jakkolwiek kojarzyć się z czymś drogim, a słowo bar sugeruje knajpkę, którą stać chociaż na kelnera. Jakim cudem dałam się zaciągnąć na tę podwórkową imprezę? Mam w końcu 18 lat, a co najśmieszniejsze wszyscy będący tutaj ludzie są albo w moim wieku, albo nawet starsi. Powinniśmy już trzymać fason. Chodzić do The Night i kupować wykwintne drinki. Nie chlać wódę w takim miejscu jak dzieci…
     - Witaj – rzekł blondyn wyrywając mnie z zamyślenia. – Jak się panienka nazywa?
     - Sophia, ale możesz mi mówić Fee.
     - Więc witaj Fee. Jestem Ross. Ross Lynch.
     - Wydaje mi się, że skądś znam to nazwisko. 
     Rzeczywiście, ten chłopak kogoś mi przypominał. Gdyby to był film mogłabym powiedzieć coś w stylu ,,wiem skąd cię kojarzę. Z moich snów’’. Ale to nie jest film, więc oczywiście tak nie zrobiłam. Prawda jest taka, że Ross był bardzo przystojny. Miał dość długie blond włosy, które wyglądały na miękkie i zadbane. I oczy! Brązowo-zielone. Ładne. Wzrok trochę uwodzicielski, a zarazem ciepły. Dwie rzeczy na które bardzo zwracam uwagę zostały zaakceptowane. Co jeszcze? Wzrost całkiem przyzwoity. Metr osiemdziesiątpięć tak sądzę. Do tego nie obgryzał paznokci i miał duże dłonie, czyli tak jak lubię.
     - Wydaje Ci się – powiedział z uśmiechem. – No więc Fee, co robisz na takiej imprezie?
    - Sama nie wiem, chyba pomyliłam adresy. Znaczy… Nie! Ja bardzo lubię poznawać nowych ludzi i w sumie dosyć podobają mi się imprezy z takim klimatem, ale jakoś nie dzisiaj. Czasem są takie dni, kiedy wolałabym z kulturą wypić drogiego drinka w drogim klubie. I to właśnie taki dzień.
     - Och… Rozumiem. Mimo wszystko, nie pożałujesz tego wieczoru – mówiąc to, puścił mi zalotnie oczko. Nie, żeby mi się to nie podobało, ale było jakieś takie niestosowne. Miałam nadzieję, że to jeden z tych wesołych chłopaków, który zagaduje do dziewczyny bo chce porozmawiać, a nie tylko flirtować. Miał jeszcze chwilę na rekompensatę tych uwodzicielskich zachowań.
      - Mówisz? Niby czemu możesz mi to zagwarantować?
  - No spójrz! Poznałaś właśnie jednego z najweselszych i najsłodszych chłopaków ever. Najseksowniejszych też… Ale najważniejsze! Najskromniejszych! – Wręcz krzyknął, śmiejąc się. To było  bardzo zapawne i nadrobił stracone punkty.
     - No dobra. Skoro tak mówisz, to nie pozostaje mi nic, tylko Ci uwierzyć. A Ty jak się tutaj znalazłeś najmilszy chłopaku na świecie?
     - Widzisz tego tam? – zapytał, wskazując palcem wysokiego szatyna – To Rocky. Jego dziewczyna Alexa koleguje się z organizatorką tej imprezy-Gin. Wszystko poszło jak domino. Gin zaprosiła Alexę, ta oczywiście nie mogła pójść sama. Rocky jest zbyt kochaniutki by jej odmówić dlatego poprosił mnie, żeby nie cierpiał sam. A, że ja jestem zbyt kochaniutki, nie mogłem zostawić braciaka w potrzebie.
      - Czemu od razu cierpiał?
      - Średnio lubię chodzić na imprezy gdzie znam mało osób. On też.  No chyba, że są to drogie kluby. Tam czuję się wspaniale gdy znam mało osób, bo szczerze powiedziawszy kobiety w nich wyglądają nieziemsko, więc można nawiązać ciekawe znajomości. A na takich prywatach… Dość żenująco. 
      - Nie powinieneś mi tego mówić… Czyli uważasz, że kobiety tutaj wyglądają żenująco?
      - Na pewno nie jedna z nich.
      - Tak…- rzekłam przeciągle i niemiło, domyślając się kogo ma na myśli.-Także czym się zajmujesz?
      - Och, nie skupiajmy się na tym. Naprawdę, moje życie jest nieważne w tym momencie. Nie chcę, żebyś zaczęła na mnie patrzeć subiektywnie. A Ty? – Niby czemu miałabym patrzeć na niego subiektywnie? Co z nim do cholery jest nie tak? Pomyślałam.
       - Studiuję.
       - Gdzie?
       - W szkole aktorskiej w Nowym Yorku.
       - Łał! Aktorka, super!
      - Jeszcze nie aktorka. Ciężko mi się tutaj utrzymać, bo jestem z Europy. Moja wiza obejmuje jedynie studia, a pracować mogę tylko na kampusie… Nawet gdybym chciała grać w teatrze lub jakimś filmie to nie mogę, bo wtedy musiałaby być podpisana umowa o pracę. Ameryka nie jest taka kolorowa dla obcych - zaczęłam zagłębiać się w problem, który zawsze spoczywa uśpiony gdzieś w zakamarkach mojego umysłu, a gdy się obudzi z moich ust po prostu wydobywa się potok słów. Spojrzałam na blondyna i przerwałam. - Przepraszam, nudzę Cię…
     - W sumie tak.
     - Przepraszam, ale to irytujące. Sposób w jaki ze mną rozmawiasz… Czasem mam ochotę kontynuować rozmowę, a czasem ją urwać. - Rozumiem, że może nie chciał tego słuchać, ale serio? Co za gość. Powinien chociaż postarać się zrobić dobre pierwsze wrażenie!
      - Może kontynuujemy ją na zewnątrz? Tu jesteś chyba trochę spięta. Przejdzmy się.
     - Ja? Nie jestem spięta! Nie wiem czemu tak sądzisz - powiedziałam biorąc łyka soku pomarańczowego. Przez niektóe gesty i słowa, które udało mi się wyczytać podczas tej krótkiej rozmowy, mam wrażenie, że Ross to raczej typ chama. A jednak coś we mnie nie chciało przerwać  rozmowy. Miałam wrażenie, że momenty w których jest średnio miły to momenty w których nakłada maskę. Tak naprawdę jest chyba bardzo dobrym, romantycznym chłopakiem… Oh, Fee! Przestań filozofować! Nie znasz go! – W sumie... Możemy zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
       Wychodząc dolałam sobie soku pomarańczowego. Ross wlał do swojego kubka whisky. To tu było coś oprócz wódki? Chodziliśmy po ulicy, aż w końcu doszliśmy do małego parku. Bardzo ładny i klimatyczny. Było w nim bardzo dużo drzew, a na środku znajdował się staw i altana. Gdyby był trochę bardziej na odludziu, byłby idealny na randkę.
         Z Rossem rozmawialiśmy w sumie o wszystkim i o niczym. Czasem słowa blondyna były zbyt uwodzicielskie lub wulgarne. Lub jedno wynikało z drugiego… Momentami zachowywał się jak knur i prostak. Czasem z grzeczności powinno się przemilczeć i nie wchodzić komuś w słowo mówiąc ,,zanudzasz’’. Tym bardziej, gdy ktoś opowiada coś prywatnego i dość ważnego. Ross ewidentnie tego nie wiedział i często był bardzo nietaktowny. Jednak mimo to sądzę, że jest wrażliwym chłopakiem. Momentami patrzył mi w oczy, jakby to co mówię było dla niego naprawdę ważne. Potem jednak otrząsał się i miałam wrażenie, że mówi sobie w myślach ,,Nie bądź miły! Bądź bad boy'em.''. Nie wiem dlaczego starał się tak grać, ale gdy się zapominał był niesamowicie słodkim chłopakiem. Mam nadzieję, że to momenty w których był nieprzyjemny były udawane, a nie odwrotnie...
                - Jak Ci się podoba nasza rozmowa? – powiedział stając na wprost mnie.
            - Rozmowa jak rozmowa. Czasem jesteś niesamowicie chamski i wtedy mam ochotę odejść, ale potem jakoś rekompensujesz. Szkoda tylko, że masz takie zmienne nastroje, bo gdy śmiejesz się jak dziecko jesteś dużo przyjemniejszy w obyciu– rzekłam uśmiechając się i uderzając go w ramie niczym koleżanka z podwórka.
              - Teraz jednak wolałbym przejść do dorosłości – mówił patrząc na mnie uwodzicielsko i z pożądaniem. Pierwszy raz spojrzał na mnie w taki sposób. Przez sekundę przestraszył mnie ten wzrok.
                 - Jesteś mocno wstawiony, Rossy. Uspokój się.
                 - To nic nie zmienia, gdy nie byłem, chciałem tego samego.
                 - Co, przepraszam?
         - Przecież wiedziałem po co do ciebie zagaduję, choć byłem jeszcze trzeźwy.- Powiedział przygryzając wargę. Byłoby to nawet podniecające, gdyby nie fakt, że znamy się jeden wiecczór, nie jestem dziwką, a blondyn był jakiś dziwny. Nawet nie byłam w stu procentach pewna czy go lubię. Po tym ostatnim zdaniu bardzo w to zwątpiłam. Te słowa podważały moją teorię o jego dobrym sercu.
                Stał tak lustrując mnie wzrokiem, gdy w pewnym momencie złapał mnie za plecy i przyciągnął do siebie wpijając swoje wargi w moje. Nie myślałam, nie było na to czasu. Poczułam się zdradzona przez własne myśli, jak mogłam myśleć, że jest dobry? To drań! Odepchnęłam go od siebie w przeciągu sekundy.
                   - Co Ty sobie wyobrażasz?
                   - Uuuu, Fee… A tak przyjemnie się rozmawiało – mówił kładąc ręce na moich biodrach.
                   - Zostaw mnie natychmiast!
                   - Pomyślimy.
              - Pomyślałam - krzyknęłam, uderzając go w twarz i odchodząc. Odchodząc, nie uciekając. To bardzo ważne. Nie straciłam nad sobą panowania i nie bałam się. Oddaliłam się z gracją, wzbudzając szacunek. Mam przynajmniej taką nadzieję.


Witam Was na moim blogu. Jak widzicie Ross jest trochę zmieniony, a bohaterka fikcyjna. Mam nadzieję, że pozostawicie po sobie jakiś ślad. Czekam na komentarze. :)
#R5FAMILY

5 komentarzy:

  1. Zapowiada się super. Bosz, ale ten blog będzie genialny, chyba że to spaprzesz xd hahaha. Proszę Cię, uważaj na ortografię, interpunkcje itd… tak na przyszłość ;)
    Całuski
    ~Julia~
    Ps. Be careful who you trust juz czytałaś, także teraz mam, zaszczyt zaprosić Cię na mój pierwszy blog, przez który się wszystko zaczęło "Baby, I think I've lost my mind" R5-my-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. "-no spojrz poznalas wlasnie...." Po tym frangemncie w mojej głowie wyobraziłam sobie jak Ross robi ten swój obrót na spirale jak w A&A, nie wiem czy wiesz o co mi chodzi haha :)
    Koncepcja jest ciekawa, zawsze średnio lubię jak bohaterowie całują się w pierwszym rozdziale bo potem już moje napięcie ulatuje ale opisując ostatnie zdanie o tym, że nie biegła to było genialne, wyobraziłam sobie nawet jej mine, mimo, że nie wiem jak wygląda. Czytało się lekko ii przyjemnie nic mnie nie raziło. Ciężko mi coś więcej powiedzieć po jednym rozdziale więc czekam na kolejne i rozwinięcie akcji. Jeżeli jest to możliwe to proszę informuj mnie o nowych postach+dodam się do obserwujących w google (nie chcę ominąć niczego)
    Pozdrawiam i życzę duuuuuuuużo czytelników! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ' Do tego nie obgryzał paznokci i miał duże dłonie, czyli tak jak lubię. ' nie wiem czemu ale się zaśmiałam haha :D fajnie,że trzymasz sie faktów (chodzi mi o to,ze tylko na kampusie mozesz pracowac jak studiujesz w USA ). Ta gra takiego bad boy'a mi sie kojarzy z prawdziwym Rossem i podoba mi sie szczerosc Fee. Od razu mu powiedziala,ze jest chamski momentami i git, zero owijania w bawełne :D i oja nie spodziewałam się pocałunku w pierwszym rozdziale, ohh Ross, Ross :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział pierwszy przeczytany, jednak zostawię komentarz, jak przeczytam całość. Przy okazji możesz pogratulować mi ogarnięcia, bo przez pomyłkę usunęłam Twój komentarz u mnie :( A właściwie usunęłam to, co Ty usunęłaś, mając nadzieje, że nie usunę kolejnych. A tu BUM! Wszystko poszło do kosza. Brawo ja, lol.

    OdpowiedzUsuń